sobota, 28 marca 2015
12 - "...potrzebna byłaby transfuzja"
Dzisiaj po szkole poszłam do szpitala, do Ludmiły. Akurat trafiłam na porę odwiedzin. Weszłam do sali, w której leżała.
Wyglądała przerażająco. Jej skóra była biała, dosłownie. Do ręki przyczepione miała kilka kabelków. Jej ciało było zupełnie bezwładne. Maszyna, do której ją podłączyli, wskazywała na to, że jej serce nie bije prawidłowo.
W oczach zakręciły mi się łzy. Nie chciałam jej stracić.
Wyszłam szybko, nie mogąc na nią patrzeć. Podeszłam do recepcji i zapytałam o lekarza, który został jej przydzielony. Oczywiście musiałam trochę skłamać, mówiąc, że jestem kuzynką Lud. Po otrzymaniu odpowiednich informacji, skierowałam się w stronę gabinetu doktora Luśki. Zapukałam kilka razy, a po chwili usłyszałam energiczne 'proszę'. Weszłam do pomieszczenia, w którym on przebywał.
- Przepraszam, czy mogłabym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia mojej kuzynki, Ludmiły Ferro? - zapytałam szybko.
Mężczyzna w podeszłym wieku spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie mówiąc nic zajrzał w jej kartę.
- Panienka Ferro straciła bardzo dużo krwi. Jej stan jest krytyczny... potrzebna byłaby transfuzja. I to właściwie dobrze, że przyszła tu pani. Nie mogę nic zrobić bez najbliższego członka rodziny. Niestety matka Ludmiły nie odbiera telefonów. Czy mogę polegać na tobie? - popatrzył na mnie, a ja szybko pokiwałam głową. - Potrzebna jest akcja, która pomoże uzbierać odpowiednią ilość krwi. Mogę na ciebie liczyć?
Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
Musiałam przeanalizować wszystkie za i przeciw. Lu nie chciała żyć, nie chciała. Nie życzyła sobie też, by ktokolwiek wiedział o jej samobójstwie, do którego w sumie nie doszło i dobrze.
Wiem, że nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym mogła coś zrobić, by przywrócić jej zdrowie, a nie zrobiłabym tego.
- Tak, może pan. Zrobię wszystko, co mogę, by moja kochana kuzynka żyła - stwierdziłam po krótkiej chwili.
Wyszłam szybko. Byłam roztrzęsiona, zdenerwowana i smutna. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Cała ta negatywna energia rozsadzała mnie od środka. Miałam ochotę płakać, ale nie miałam czym. Wszystkie łzy zmarnowałam poprzedniej nocy, gdy blondynkę zabrała karetka.
Wiedziałam że to po części moja wina. Zdradziłam Federico...a jej naprawdę mocno na nim zależy, wiem to, mimo, że zaprzecza.
Starłam z policzków kilka łez, wypływający spod moich powiek. Pociągnęłam nosem. Szłam wolno w kierunku mieszkania. Rozpadało się mocno, ale przestałam zwracać na to uwagę. Przynajmniej miałam na co zrzucić rozmazany makijaż.
Świat ubolewał nad nią. Moje serce łamało się na kawałki, z każdą nową myślą, która dotyczyła przyjaciółki, a wtedy nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek innym.
Nawet nie zauważyłam, gdy wpadłam na kogoś. Uniosłam wzrok i bez chwili zastanowienia przytuliłam się do przyjaciela. Leon objął mnie. Nie musiałam mu nic tłumaczyć, poczuł, że jest źle.
Gdy już trochę się uspokoiłam, razem poszliśmy do niego, bo była zdecydowanie bliżej niż do mnie.
- Co się stało? - zapytał, podając mi szklankę ciepłej herbaty.
Siedzieliśmy w salonie, przy kominku i suszyliśmy się. Przemokłam do suchej nitki, było mi zimno i nieprzyjemnie, ale te fakty nie miały nawet najmniejszego znaczenia.
- Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć - westchnęłam. - Obiecałam jej, że nikt się nie dowie... w pewnym sensie obiecałam.
Brunet złapał mnie za nadgarstek. Nie musiał nic mówić, by przekonać mnie, do tego, by wszystko mu wyjawić. Od środka zjadały mnie wyrzuty sumienia, ale równocześnie coś kazało mi mówić.
- Ludmiła jest w szpitalu... - moje wargi drżały. - Ona... podcięła sobie żyły.
Chłopak spuścił głowę. Wydał mi się bardzo przygnębiony. Chyba nawet... płakał.
- To moja wina - wyszeptał, prawie niedosłyszalnie. Nie miał odwagi nawet na mnie spojrzeć. - Lu dowiedziała się, że znów jestem z Violettą. Wiem, że powinienem ją o tym poinformować, ale bałem się jej reakcji, czekałem na dobry moment.
Szczęka mi opadła. Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, ani zrobić.
I nagle wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. Blondynka dowiedziała się o Violce i Leo, była załamana, że ją zdradził, chciała ze mną pogadać, a wiedziała, gdzie mnie znaleźć. Zobaczyła ten pocałunek z Diego, już kompletnie straciła wiarę w ludzi więc chciała zakończyć swoje życie. Musiała cholernie cierpieć.
- Nie mów o tym nikomu. NIKOMU - powiedziałam, wściekła, wychodząc.
Nie wiem co zrobię, by ukryć sprawę przed ludźmi z On Beat. Na razie nikt o nią nie pytał, ale to tylko kwestia czasu. Boję się, bardzo się boję.
~
Cześć Wam!
Na początek powinnam przeprosić za to, że rozdział jest tak bardzo krótki, oraz za to, że w tamtym tygodniu byłam zawalona lekcjami i w dodatku byłam chora... No, przepraszam Was.
I tak... nie było tu nic o Diecesce, ale już niedługo... Już... w 14 rozdziale.... w 13 może... Nie, nic więcej nie powiem.
Sytuacja przedstawia się dość dramatycznie, ale to również zaraz minie.
Jak Wam się podoba? Albo nie podoba?
Buziaki, kocham Was, do następnego :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Miejsce <3
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podoba :)
UsuńWidać, że Francesca bardzo boi się o Ludmiłę ;( Lu straciła wiarę w ludzi, chęć do życia i nadzieję :( Szkoda mi jej ;C
Czekam na nexta <3
Cudeńko!! :*
OdpowiedzUsuńTak bardzo szkoda mi Lu...taka biedna no! :(
Nie lubię, kiedy ona cierpi...
Czekam na nexta :*
♥ i-de-al-ny!
OdpowiedzUsuńBiedna Ludmiła :(
OdpowiedzUsuńA jej matka nawet nie raczyła odebrać telefonu...
Ciekawe czy transfuzja krwi się powiedzie.
Rozdział bardzo mi się podoba :) Czekam na next :*
Jeśli możesz wpadnij też do mnie :*
Można.powiedzieć, że jestem początkującą bloggerką, więc wszelkie uwagi też przyjmuję:)
http://po-prostu-sabina.blogspot.com/?m=1
POZDRAWIAM ~ Renia
Krew zamawia się z banków krwi, nie? W ogóle Diego nie mógłby zostać dawcą jeśli pali papierosy... Czepiam się, ffiem
OdpowiedzUsuńBiedna Lusia :( FEDERICO, KRETYNIE!!!
Tak, z banków, ale ciiii, musiałam coś wymyślić, żeby F......... nie, nic.
Usuń