sobota, 28 lutego 2015

9. "Daj sobie siana..."




Jestem na siebie wściekła. Na imprezie z przyjaciółmi zupełnie się upiłam i przez całą sobotę miałam mocnego kaca. Na szczęście Luśka była tak kochana i zajęła się mną. Gdyby nie ona, pewnie głowa bolałaby mnie do poniedziałku.
Wieczorem, kiedy już poczułam się lepiej postanowiłam pogadać z blondynką. W końcu, nie opowiedziała mi zbyt wiele o swojej relacji z Loenem. A poza tym, może będzie wiedzieć coś o tym 'pięknym' związku Diego i Violetty.
-Co robisz? - zapytałam, wchodząc do kuchni.
- Kolację. Uprzedzając twoje następne pytanie, są to ravioli z sosem.
Faktycznie, w całym mieszkaniu unosił się zapach, od którego starałam się głodna. Podeszłam do garnka z sosen. To coś wyglądało niezwykle apetycznie.
- Kto nauczył cię robić takie cuda? - wymamrotałam z buzią pełną podkradniętych nadziewanych makaroników.
-Federico - odparła oschle, co było dla mnie wyraźnym sygnałem żeby zmienić temat. Ten ton, w który uderzyła, mówił: "Nie chcę o nim słyszeć".
- A co tam u twojego chłopaka? - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
Usiadła naprzeciw mnie, przy stole. Postawiła przede mną posiłek i sama też zabrała się za jedzenie.
- Jest kochany, uwielbiam go. Troszczy się o mnie i dba... Ideał.
- To dobrze, że znalazłaś miłość i szczęście.
Na prawdę bardzo się z tego cieszyłam. Zależy mi na przyjaciółce i nie chcę, by była smutna.
- Może to głupio zabrzmi, Fran, ale chcę się o coś zapytać - odezwała się nagle, przerywając mi moje rozmyślenia. Spojrzałam na nią pytająco, czekając. - Czy ty jesteś zazdrosna o Diego? Bo wiesz, kiedy on i Violka się pocało...
-Nie jestem - przerwałam szybko.
- Ale to normalne, nie masz się czego wstydzić. Przecież długo byliście parom - mówiła jak najęta.
Nie mogłam tego słuchać. To tylko i wyłącznie moją sprawa, co czuję do Diego. Ale przecież ja nic do niego ni czyję. Więc nie ma żadnego problemu.
-Daj sobie siana, Lud - westchnęłam. Wstałam od stołu, wkładając talerz do zmywarki, po drodze do pokoju. Usiadłam na łóżku z telefonem w ręku. Sprawdziłem powiadomienia. Były trzy esemesy od Federico.


Od: Fede 
Jak się czujesz? Czy tylko mnie tak bardzo boli głowa?
(12.03)



Od: Fede
Śpisz słoneczko?
(14.38)



Od: Fede 
Zaczynam się martwić... 
(17.59)


Mój kochany, tak się przejmuje...


Do: Fede 
Źle się czułam, miałam kaca. Spałam prawie cały dzień. 
(18.21)


Nie chcę żeby zaprzątał sobie mną głowę. Po krótkiej chwili moją komórka zapiszczała, informując mnie tym samym o nowej wiadomości.


Od: Fede 
Ale już wszystko dobrze?
(18.22)



Do:Fede 
Tak, jest okayo. Dziękuję że tak się o mnie troszczysz.
(18.24)



Od: Fede
Od tego jestem. Kocham Cię, księżniczko. Wybierzemy się gdzieś jutro? 
(18.27)



Do: Fede 
Chciałabym bardzo, ale nie mogę, wybacz. Kocham Cię! 
(18.32)


Miałam już plany na niedzielę i to dość ważne... Podczas gdy pisałam z Fedusiem, sprawdzałam skrzynkę pocztową. Wiadomość z wczoraj od mojej menadżerki... Chce się że mną spotkać i porozmawiać. Wydaje mi się, że to nie będzie przyjemna wymiana zdań.
~
Hola!
Ale dziwnie mi się jakoś pisało ten rozdział... I nawet nie wiem, czy w miarę wyszedł, czy nie. Pomożecie ni ocenić? ;))
Kocham Was ;*

niedziela, 22 lutego 2015

8. "...Viola latała za nim..."





Dzisiaj w Studiu był bardzo dziwny dzień. Bardzo mocno pracowaliśmy, bo Pablo powiadomił, że show odbędzie się już w ten piątek. Teraz musimy się naprawdę na nim skupić.
Gregorio postanowił, że nauczy nas choreografii do ostatniej piosenki, więc pracowaliśmy na stepach. W pewnym momencie Violetta się poślizgnęła i byłam pewna, że zaliczy glebę, ale DIEGO ją złapał. Przeżyłam szok. Nigdy nie sądziłam, że ten egoista może zrobić cokolwiek dla kogokolwiek poza sobą.
Potem przez resztę dnia Viola latała za nim i dziękowała za uratowanie życia. Tak na serio, nic wielkiego by jej się nie stało. Co najwyżej troszkę obiłaby sobie tą swoją buźkę.
Tego dnia byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o tym, by położyć się spać. Niestety, czekała mnie jeszcze próba z Federico. Chociaż, czy ja wiem, czy tak niestety... Bardzo miło spędziliśmy czas. Trochę pośpiewaliśmy, ale kiedy mój kochany chłopak zobaczył, jak okropnie się czuję i że nie daję rady nic zrobić, postanowił mnie gdzieś zabrać, żebym mogła odpocząć.
Przechadzaliśmy się parkiem, aż doszliśmy do małego stawu.
Przysiedliśmy na brzegu. Krajobraz roztaczający się przede mną wyglądał nieziemsko. Płaska tafla wody, a przy linii horyzontu mały lasek. Oparłam głowę o ramię Federa. Nie potrzebne nam były słowa.
Przez cały ten tydzień każdy chodził zdezorientowany, nakręcony, pochłonięty przez zbliżające się przedstawienie.
I dopiero w piątek zdarzyła się seria rzeczy, których chyba nigdy bym się nie spodziewała.
Z samego rana zeszliśmy się w teatrze w centrum miasta. Chcieliśmy mieć pewność, że występ będzie perfekcyjny.
Ja, jako osoba która absolutnie zawsze musi mieć dopięte na ostatni guzik, pracowałam chyba, a raczej na pewno, więcej niż inni. Szczerze mówiąc, nie do końca wyszło mi to na dobre, bo tuż przed samym występem straciłam głos. Pewnie większość osób zaczęłaby panikować, jednak nie ja. Jestem piosenkarką. Takie sytuacje to dla mnie norma. Wyciągnęłam z torebki ohydny lek ,ogrzewający krtań, w proszku. Rozrobiłam go w butelce letniej wody, po czym wypiłam. Już po niedługiej chwili mogłam normalnie mówić i śpiewać. Jednak dla bezpieczeństwa i pewności zjadłam sobie słodziutkie jabłko.

Ogólnie, cały pokaz wyszedł świetnie. Przebiegł w przyjaznej atmosferze, nie było żadnych błędów i skandali, ani niczego nieplanowanego. Aż do występy Diego i Violetty. Ten pieprzony debil ją pocałował! Tak bezczelnie, na oczach wszystkich.
Dziwię się sobie, ale poczułam coś w środku. Nie bardzo umiem to określić. Mogłabym porównać to uczucie do szpilki wbijanej w serce, albo wentylatora dmuchającego prosto w oczy. Nie powinnam się tak czuć, przecież ja nienawidzę tego idioty, si? Tak, nienawidzę.
Po zakończeniu całego show, postanowiliśmy, całą paczką, łącznie, niestety z tymi gołąbeczkami, wybrać się do miasta, na jakąś imprezę czy coś. Niestety, Lusia wolała wrócić do domu. Ja jej nie zatrzymywałam. Widziałam, że poszła z Leonem. To dobry chłopak i mam nadzieję, że się nią zajmie. Jestem pewna, że nie skrzywdzi mojej przyjaciółki, bo zbyt dobrze ją zna i wie, jaka jest krucha.

~
Boże, co to jest?? o.O Żal mi mnie, serio.
Nie podoba mi się. Następny rozdział może będzie lepszy... MOŻE. Nie wiem, coś ostatnio słabo mi idzie ;-;
A Wy co sądzicie?
Besos :*

niedziela, 15 lutego 2015

7. "...dużo rzeczy nie wiem ..."



Gdy już dotarłyśmy do mojego mieszkania czułam, że źle zrobiłam obiecując Federico, że więcej nie będę z nim rozmawiać o Ludmile. Teraz blondynka siedziała na moim łóżku i ze smutkiem wpatrywała się w ścianę. Ciągle nie wiedziałam, co chodzi po jej główce. Wydawała się taka nieobecna...
- Musimy poważnie porozmawiać - stwierdziłam, przysuwając sobie krzesło. - Najpierw wyjaśnij mi to, jak zareagowałaś na wieść, że jestem z Fede. Jeszcze wczoraj widziałam, jak błagałaś go, żeby Cię wysłuchał, a dzisiaj...
- Jestem dziewczyną Leona - przerwała mi. - W piątek po lekcjach spotkaliśmy się, żeby przećwiczyć piosenkę, bo wyjechał na weekend i wtedy on mnie pocałował. Sądzę, że może coś z tego wyjść. On dobrze mnie zna. Był moim przyjacielem. Jako jedyny wie jaka jest moja matka... Wtedy w parku, chciałam porozmawiać z Federico. Chciałam, żeby ta sytuacja między nami przestała tak wyglądać. Ale on nie daje sobie wytłumaczyć...
Ona i Leon? Nie mogłam w to uwierzyć. Jak? Nigdy ich ze sobą nie widziałam. Byłam w szoku. Ale właściwie to dobrze, ze się zeszli. Może Leo będzie w stanie obdarować ją szczęściem, na jakie dziewczyna zasługuje.
- Cieszę się - przyznałam. - A teraz masz mi powiedzieć, czemu usunęłaś to dziecko.
- Nie chciałam tego - w jej oczach zalśniły łzy. - Moja matka, kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży zaciągnęła mi siłą do tej kliniki i... i... ja nie miałam wyboru - wybuchnęła tak ogromnym płaczem, że nie umiem go nawet opisać. Łzy wielkości grochu kapały po jej zaróżowionych policzkach. - Francesca, ja się jej boję. Nie masz pojęcia przez co ja przechodzę... To, co widziałaś jest tylko namiastką wszystkiego, co mi robi.
Nie myśląc dłużej, przytuliłam ją do siebie. Nie było sensu na dłuższe rozmowy.
Nagle zdałam sobie sprawę, że gdyby nie ja teraz pewnie siedziałaby gdzieś na peronie... Boże. To straszne. Priscilla to jakaś jędza. Nie wiem jak można tak traktować własne dziecko. Nie mogę tak tego zostawić.
- Ludmiła, przeprowadź się do mnie - wypaliłam. - Ty będziesz miała spokój i mnie, a Pris będzie szczęśliwa, że ma cały dom dla siebie.
- M-mogę? - zająknęła.
- No tak! Gdybyś nie mogła, nie proponowałabym ci tego - westchnęłam.
Jest mi jej naprawdę szkoda. Nie powinna być tak poniewierana. W zasadzie, to nikt nie powinien.
Teraz już całkowicie rozumiem ją i jej postępowanie.
Szkoda tylko, że Fede nie wiedział o niczym... Ale teraz już mu tego nie powiem. Blondyna jest z Leonem, a Włoch nie chce o niej słyszeć. Może i w moim zachowaniu jest coś egoistycznego, ale nie jestem jak Diego.
Nawet nie wiem, czemu o nim pomyślałam. Właściwie, to dużo rzeczy nie wiem, jak się okazało.
Szybko położyłyśmy się spać, bo dość wrażeń było jak na jeden dzień.
Dobrze, że miałam w pokoju dwa łóżka, które do tej pory były ze sobą zsunięte. Wystarczyło je od siebie trochę odsunąć.
Leżałam, przewracałam się w boku na bok. Ludmiła już spała, ale ja nie mogłam. Cały czas myślałam o Digito. Diego i Diego. Nie powinnam. Przecież go nienawidzę. Nienawidzę, tak? Jest samolubny, arogancki i chamski. Całkiem jak Violetta. Tworzyliby ładną parę.
~
Ale krótki rozdział, masakra ;-; I beznadziejny. Wcale mi się nie podoba. Pisałam go dzisiaj koło 1 w nocy, bo mi się przypomniało, że nie napisałam. Nie sprawdzałam, bo nie miałam siły, więc może być trochę błędów i powtórek. Wybaczcie.
A Wy co sądzicie?
Besos, kocham Was mocno.

niedziela, 8 lutego 2015

6. "Mamo, proszę."





Nie ma opcji bym darowała Ludmile.
Wczoraj wróciłam do domu późno, a poza tym, nie miałam czasu dzwonić do dziewczyny. Westchnęłam cicho, obracając głowę w bok. Federico spał słodko. Tak, spędziłam z nim ostatnią no i straciłam dziewictwo... Ale nie żałuję, bo chyba naprawdę bardzo go kocham. Poza tym, był taki delikatny, czuły i.... i tylko szkoda mi Ludmi. Nie mam bladego pojęcia jak zareaguje na wieść, że z nim jestem. Boję się o nią. Lecz serce nie sługa. Najwyżej czasami się myli. 
Wstałam cicho, owijając się jednym z koców, którymi byliśmy przykryci. Podreptałam do łazienki, gdzie umyłam się, ubrałam i zrobiłam inne czynności z kategorii 'rutyna poranna'. Potem poszłam do kuchni, by zrobić śniadanko mi i mojemu przyjacielowi  chłopakowi.
Stałam i smażyłam naleśniki, kiedy poczułam na swojej talii czyjeś ciepłe dłonie.
- Dzień dobry, kotku - mruknął Federico, całując mnie w policzek. - Jak się spało?
- Smacznie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
Nałożyłam nam jedzenie na talerze i położyłam je na stole.
- Fede, ja dzisiaj pójdę do Ludmiły.... - zaczęłam.
- Przestań już o niej mówić, Fran - przerwał mi.
- Obiecuję, że więcej nie będę, ale posłuchaj. Proszę - spojrzałam na niego maślanymi oczkami, na co tylko skinął głową. - Nie chcę żeby ona o wiedziała o tym, co nas łączy. Jeszcze nie teraz.
- Kochanie, nie rób wszystkiego, żeby ją zadowolić. Ja mam prawo ułożyć sobie z kimś życie, czy jej się to podoba, czy też nie - dotknął mojej dłoni i uniósł podbródek. - Przyrzeknij, że dziś jej o tym powiesz.
Zmarszczyłam brwi i zagryzłam nerwowo dolną wargę. Wiedziałam, że potwornie ją zranię. Z drugiej jednak strony chłopak ma trochę racji. Powinna wiedzieć. lepiej, żeby dowiedziała się tego ode mnie niż takiej Violki na przykład. Wiem jak ciężko jest coś ukrywać, a przy okazji okłamywać ludzi... Dopiero co skończyłam ten chory 'związek' z Diego, a już mam się wpakować w następne bagno? Nie, nie mogę. Powiem jej.
- Dobrze - przytaknęłam.
Potem Feder odprowadził mnie pod dom blondynki. Chciał mieć pewność, że nie stchórzę. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam dzwonkiem. Przyjaciółka otworzyła mi drzwi i wpuściła do środka.
Nie odezwałam się do niej ani słowem, puki nie znalazłyśmy się w jej pokoju. Z kamienna twarzą usiadłam na miękkim łóżku z baldachimem. Przypatrywałam jej się uważnie, wzrokiem, który mógłby zabić.
- Co się stało? - zapytała wreszcie niepewnie.
- Wiem o wszystkim - rzuciłam bez emocji. - Federico powiedział mi, czemu zerwaliście.
Lud nagle wybuchnęła płaczem.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Ba, w ogóle niczego się nie spodziewałam, ale... Ale to przerastało moje wyobrażenia. Przecież nie powiedziałam nic co by mogło ją skrzywdzić. Jeszcze. 
Przycupnęła obok mnie. Otarła łzy, które ciągle płynęły po policzkach. Próbowała się uspokoić.
- J-ja ci to wszystko wyjaśnię, Francesca - odezwała się drżącym głosem.
- Dobrze, chętnie posłucham - stwierdziłam tym samym, zimnym tonem. - I jest jeszcze coś, o czym mu... - zakryła mi usta ręką.
- Ciiii - szepnęła.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale wedle jej prośby nie odzywałam się. Przyznam, już nie wiedziałam co myśleć. Byłam zdumiona, wściekła i smutna na raz.
- Do szafy - zawołała szeptem Ludka.
- Co? - zapytałam, również półtonem, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Potem ci powiem. Szybko, Fran - popchała mnie w stronę dębowych drzwi.
Wskoczyłam do wnętrza mebla. Było tam zupełnie ciemno. Tylko maleńka smuga światła wpadła przez szparkę pomiędzy skrzydłowymi drzwiczkami. Przez nią też obserwowałam, to, co się działo.
Ludmła chwyciła jakąś książkę, usiadła przy biurku i udała, że ją czyta. Po chwili do pomieszczenia weszła kobieta. Była bardzo podobna do mojej przyjaciółki, ale starsza. Podejrzewałam, że matka.
- Córko - zwróciła się do niej. - Masz godzinę. Dziś w nocy potrzebuję mieć dom dla siebie.
Mówiła tak szorstko i nieprzyjemnie, że nawet mnie przeszły dreszcze.
- Mamo, ale Leon pojechał na weekend do ciotki i nie ma go w mieście. Gdzie ja mam się podziać? - zapytała z nadzieją.
- Nie obchodzi mnie to. Możesz spać sobie nawet pod mostem - warknęła Priscilla, bo jak się potem dowiedziałam, właśnie tak ma na imię.
- Mamo, proszę. Nie będę ci przeszkadzać pozwól mi zostać - błagała, niemalże na kolanach Luśka.
- Posłucham mnie, ty mała jędzo - kobieta pociągnęła ją za włosy tak, że ta wstała. - Jesteś nikim. Nikim, rozumiesz? - syczała przez zaciśnięte zęby. - Za godzinę ma cię tu nie być, ty dziwko. Ciesz się, że w ogóle pozwalam ci ze sobą mieszkać.
Puściła nastolatkę i wyszła, trzaskając drzwiami. Lu upadła na podłogę, a słone kropelki znów spływały spod jej powiek.
Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Nie mogłam wymówić nawet słowa. Miałam teraz ochotę iść do tej podłej baby i jej kłaki powyrywać. Jak można tak traktować innych?! Przecież... To mi się nawet w głowie nie mieści.
- Boże - szepnęłam, wychodząc z ukrycia. - Ty przeżywasz piekło...
- Przywykłam - stwierdziła, po czym wstała. Cały czas masowała miejsce, w którym trzymała ją Pris.
Wyjęła torbę podróżną i wpakowała do niej kilka niezbędnych rzeczy. Przypatrywałam się dziewczynie, nie rozumiejąc jej poczynań.
- Dzisiaj przenocujesz u mnie - stwierdziłam wreszcie.
Ona tylko spojrzała na mnie oczkami pełnymi wdzięczności i rzuciła mi się w ramiona.
 - Dziękuję kochana.
- Nie ma za co, Ludmi. A teraz muszę ci coś powiedzieć. Wolę, żebyś dowiedziała się tego ode mnie - odsunęłam ją od siebie na długość ramion. - Jestem z Federico.
Blondyna uśmiechnęła się tylko i wróciła do pakowania rzeczy.
Kolejna reakcja która mnie zszokowała.
W co ja się pakuje... Co ja robię...
~
Hola!
Tsam,,, w rozdziale pewnie jest sporo błędów, bo nie dałam rady go sprawdzić. Wybaczcie :<
Podoba Wam się czy nie bardzo?  Tylko szczerze :*
Kocham Was mocno!

niedziela, 1 lutego 2015

5. "...zrobiłam to."





Obudził mnie dźwięk mojego telefonu, oznajmiający, że ktoś dzwoni. Niechętnie chwyciłam komórkę leżącą na szafce nocnej stojącej obok mojego łóżka. Nie patrząc nawet z kim będę rozmawiać, odebrałam.
- Tak, słucham? - wymamrotałam na wpół śpiąc.
- Cześć Francesco, tu Federico. Nie przeszkadzam? - usłyszałam jego śliczny głos. Momentalnie się rozbudziłam.
- Nie, nie. Tylko spałam - zaśmiałam się. - W soboty zazwyczaj ciężko wyciągnąć mnie z łóżka.
- W takim razie bardzo przepraszam. Chciałem tylko zapytać, czy spotkamy się dzisiaj, by przećwiczyć naszą piosenkę i w ogóle... Wiesz, bo oprócz samego śpiewania musimy jeszcze ułożyć choreografię - westchną. - Ale jakoś sobie poradzimy, przecież masz ogromny talent.
- Nie schlebiaj mi, Fede, bo czuję, że się rumienię - skarciłam go wesołym głosikiem. - Dobrze, spotkamy się w parku obok Studia za jakieś dwie godziny?
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Pa.
Rozłączyłam się. Normalnie, to przyłożyłabym głowę do poduszki i spała smacznie do wieczora, a potem do rana, ale nie tym razem. Miałam tylko dwie godziny, a chciałam, sama nie wiem czemu, wyglądać dobrze.
Trochę wstyd mi się przyznać, ale śmiem podejrzewać, że Freder mi się podoba. Tak, wiem, okropne. Jest byłym mojej przyjaciółki, a ona ciągle go kocha i chce do niego wrócić. Nie powinnam... Ale nie umiem nad tym zapanować.
Wyskoczyłam spod mięciutkiej pierzyny i podeszłam do szafy. Przebierałam w sukienkach, aż wreszcie znalazłam odpowiednią. Pobiegłam w stronę łazienki, by zrobić się na bóstwo... Efekt końcowy był świetny. Naprawdę.
Zadowolona z siebie postanowiłam już wyjść, wcale nie zwracając uwagi na to, która jest godzina. Najwyżej trochę poczekam. Wsadziłam w uszy słuchawki, które podłączyłam do odtwarzacza muzyki i wyszłam, zamykając mieszkanie na klucz. Wesoło szłam w stronę umówionego miejsca. Nawet się nie spostrzegłam, a byłam już na miejscu.
Usiadłam na ławce, bo faktycznie chłopaka jeszcze nie było. Wyłączyłam playlistę. Wtedy coś zwróciło moją uwagę. Kawałek dalej kłóciła się jakaś para. Gdy podeszłam bliżej, zdałam sobie sprawę, że widzę Ludmiłę z Fede.
Schowałam się za drzewem i starałam się zrozumieć coś z tego, co do siebie krzyczeli.
- Zrozum, ja musiałam! - płakała Ludmiła.
- Nie. Nie musiałaś. Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy - mówił do niej Włoch.
- Chociaż spróbuj mnie wysłuchać.
Ale jego już nic nie obchodziło. Machnął tylko ręką, odwrócił się i odszedł.
Co jest między nimi nie tak? No, co? Musze się dowiedzieć i to teraz, już, w tej chwili. Inaczej nie będę mogła spać spokojnie.
Poczekałam aż Lud odejdzie i podążyłam za jej wcześniejszym rozmówcą.
Zasłoniłam mu oczy od tyłu.
- Hm.. Francesca? - zgadł od razu.
- Tak, skąd wiedziałeś? - wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- Poczułem twoje perfumy - uniósł kąciki ust. - Usiądziemy?
Kiwnęłam tylko głową. Nie wiedziałam jak mogę zacząć temat. Denerwowałam się i panikowałam, ale zarazem byłam tak cholernie pewna siebie, jak rzadko.
- O co poszło z Ludmi? - przygryzłam lekko dolną wargę.
- Nie obraź się, ale chyba nie powinnaś się wtrącać. Ciężki temat...
- Ale to właśnie są moje sprawy - przerwałam mu. Byłam zła. Kolejna osoba, która chce ukryć przede mną fakty. - Lu jest moją przyjaciółką i nie mówi mi całej prawdy. Ja muszę wiedzieć, co się między wami stało. Muszę. Zrób to dla mnie, proszę.
- No dobrze - westchną. - Tylko nie mów o tym nikomu... Ludmiła...ona... - wziął głęboki wdech. - usunęła nasze dziecko.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nagle wszystko stało się tak dziecinnie proste. Pasowało do siebie idealnie. Ale. No właśnie, zawsze jest jakieś 'ale', jakieś 'jednak', 'a', 'albo'. Nigdy nic nie jest czarne i białe. Ona nie byłaby do tego zdolna! Jestem pewna, że coś musiało ją zmusić. Ma zbyt dobre serce...
- Że co?!- krzyknęłam, gdy lekko ochłonęłam. - Raz - ona była w ciąży? Dwa - co zrobiła?!
- Tak, była w ciąży. I pozbyła się jej. Nie wiem czemu, Francesca. Tak po prostu, któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że dokonała aborcji. Wtedy moje serce pękło. To było straszne. A obiecywałem jej, że nie zostanie z tym sama...
- Wybacz, Feder, ale ja chyba muszę z nią porozmawiać. Spotkajmy się potem, co ty na to?
- Nie - zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. - Nie rób tego. Nie zmieniaj wszystkich swoich planów ze względu na nią. Zostań tu ze mną. Powinniśmy ćwiczyć.
Miał rację. Po części. Ale i tak porozmawiam z dziewczyną. Nie ujdzie jej to na sucho. Zdecydowanie nie. Nie pozwolę, by zmarnowała sobie życie, mimo, że już to zrobiła .
Zaśpiewałam z Włochem raz, drugi, trzeci, piąty, piętnasty, dwudziesty piąty... Ale ile można? Moje gardło też nie jest nie do zdarcia. Bolało już i czułam, że je nadwyrężyłam.
- Koniec. Dosyć - zawyrokowałam. - Już nie mam siły.
- No dobrze. Ja zresztą też - przytaknął. - Przejdziemy się na lody, piękna?
Nie mogłam nawet mówić, więc tylko skinęłam głową na tak.
Zabrał mnie na spacer. Szliśmy dosyć długo, aż zaczęło się ściemniać. Zrobiło mi się ciut zimno, co chyba zauważył, bo zdjął bluzę, którą miał na sobie i założył ją na moje nagie ramiona.
Gdy wracaliśmy, tą samą drogą, gwiazdy były już wysoko na niebie. Zapatrzona w nie, weszłam w Federico.
- Ojej, przepraszam - zarumieniłam się.
- Nic nie szkodzi - objął mnie ramieniem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spuściłam wzrok, zawstydzona, ale i zadowolona. - Noc jest tak piękna, jak ty - szepnął mi do ucha.
To było takie słodkie. Jeszcze nigdy przy nikim tak się nie czułam. Wyjątkowo.
On mnie doceniał. Sprawiał, że czułam, że świat może się dla nas mnie zatrzymać.
Jeju, chyba się zakochałam. Nie powinnam, nie powinnam, nie powinnam... Ale tak, zrobiłam to. A co się stało, to się nie odstanie. Nie tak łatwo...
~
Mhyyyym...nie taki zły ten rozdział.
Moim zdaniem.
A Waszym?
Kofffam mocno <3