wtorek, 4 sierpnia 2015

15- "...nie masz tu nic do gadania."



To zabawne, jak szybko to co piękne znika. Szczęście tak trudno jest uchwycić w dłonie. Dlaczego to właśnie mi wszystko musi się rozpadać? Powinna sama móc decydować o swoim życiu. O tym, co chcę robić, gdzie iść, którą drogą podążać.
Nie obchodzi mnie, że Natalia już wszystko potwierdziła. Namieszała, wiec niech teraz odkręci.
Zmierzałam do jej biura, muszę jakoś dać jej do zrozumienia, że nigdzie nie jadę.
Włączyłam playlistę i słuchając piosenek wolno szłam przed siebie. Na miejscu zaczęłam trochę się denerwować. Zniknęła ponad połowa mojej pewności siebie. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam, po czym weszłam do środka.
- Natalia, powinnyśmy porozmawiać o mojej trasie - odezwałam się od razu. Wiedziałam, że gdybym nie zaczęła tego tematu na wejściu, potem stchórzyłabym.
- Jasne, siadaj - Uśmiechnęła się ciepło i wskazała na czarny fotel przy jej biurku. - O co chodzi?
- Trasa się nie odbędzie - powiedziałam stanowczo, patrząc jej w oczy.
Hiszpanka wzięła wdech i przymknęła powieki.
- Chyba czegoś nie rozumiesz, Francesca. Za późno na odwołanie turnee. Zresztą ty nie masz tu nic do gadania. Tutaj mam wydruk z miejscami koncertów. Już za miesiąc dasz trzy koncerty w Rzymie,po jednym w Padwie, Weronie i na Sycylii. Następnie po dwa w Barcelonie i Madrycie. Dalej... Cztery w Paryżu i po jednym w Warszawie, Krakowie oraz Gdańsku. Po show w Polsce przenosimy się do Niemiec, na dwa koncerty w Berlinie, jeden w Monachium i potem wrócisz do BA na ostatni występ. To zajmie w sumie jakieś pół roku.
- Nie, Natalia - Wstałam gwałtownie. - Nie wiem co zrobisz, ale masz to odkręcić. Nigdzie nie jadę.
- Francesca, podpisałaś kontrakt. Koniec i kropka, a teraz do widzenia, mam dużo spraw na głowie. Menadżer Hernandeza nie daje mi spokoju.
- Ta, jasne, cześć - warknęłam, po czym wyszłam, trzaskając drzwiami.
I tak okazuje się, że jednak mają prawo kierować moim życiem. Super. Łzy zaczęły cieknąć mi po twarzy. Czułam się... po prostu bezradna. Cholernie dziwne uczucie, które zna chyba każdy. Kiedy chcesz coś zrobić, a wiesz, że nie masz takiej możliwości.
Mimowolnie wykręciłam numer Diego. niech chociaż on mi pomoże.
- Co jest, kochanie? - usłyszałam po drugiej stronie połączenia, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się lekki uśmiech.
- Diego, chcę się spotkać. Muszę ci coś pilnie powiedzieć - powiedziałam cicho, łamiącym się głosem.
- Będę u ciebie za pięć minut.
- Nie. Ludmiła jest w domu, spotkajmy się u ciebie. - Pociągnęłam nosem.
- Dobrze.
Rozłączyłam się i wcisnęłam komórkę do kieszeni białych dżinsów. Nie musiało minąć dużo czasu, bym znalazła się pod mieszkaniem Diego. Zadzwoniłam dzwonkiem i tylko czekałam, aż mi otworzy. Gdy już to zrobił, wpadłam mu w ramiona.
- Co się dzieje? - zapytał troskliwie.
- Wyjeżdżam. Natalia postanowiła zorganizować mi trasę i...- Zamilkłam. Uniosłam wzrok na Hiszpana. Wyglądał na zmartwionego i przybitego. - Nie mów nikomu - szepnęłam wreszcie. - Proszę. Chcę sama im to przekazać.
Skinął głową i uśmiechnął się do mnie smutno.
Dlaczego ja zawsze mam takiego cholernego pecha?
~
Elo, hello :)
Wracam do Was po tak długiej przerwie z tak beznadziejnym rozdziałem.
Jeśli tu ktoś jeszcze jest. możecie napisać co myślicie.
Czekam na hejty, hah.
Buziaki.

piątek, 15 maja 2015

Przepraszam bardzo bardzo bardzo.



Już mówię o co chodzi.
Zawieszam bloga.
Tak, dokładnie.
Nie chcę tego, ale mam teraz mase rzeczy na głowie.
Do końca maja mam pierdylion sprawdzianów i zaliczeń, bo cały czerwiec będę poza krajem, bez internetu.
Blog ruszy na początek lipca.
Nie zostawie go, obiecuję.
Bardzo Was kocham i przepraszam :<<<<

sobota, 25 kwietnia 2015

14 - "..to moja bluzka?"




- Diego, musimy porozmawiać - powtórzyłam.
- Jasne - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę wyjścia z sali.
Wyszliśmy na pusty korytarz. Rozejrzałam się wkoło. Byliśmy sami, a wszyscy uczniowie zebrali się w głównej auli. Wzięłam głęboki wdech.
- Bo ja, bo, no bo wiesz, między nami ostatnio dużo się działo i ten... bo, bo, bo ja no...
Plątałam się w tym, co mówiłam. Niezwykle trudno było wypowiedzieć dwa proste słowa. 'Kocham' i 'cię'.
Chłopak ujął moją twarz w dłonie i pocałował namiętnie. Rozchylił językiem moje wargi i wdarł się do ich wnętrza. Zacisnęłam pięści na jego bluzce i postąpiłam tak samo.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, przytuliłam się do niego.
- Kocham cię, Fran - szepnął mi do ucha.
- A ja ciebie - wtuliłam się w Hiszpana jeszcze bardziej.
Miałam wrażenie, że teraz wszystko potoczy się dobrze. Mając u boku takiego rycerza, mogłabym wszystko.

*kilka tygodni potem*

Zrezygnowana usiadłam na łóżku Ludmiły. Łzy nie przestawały spływać po moich policzkach.
- Cholera, idiotko, to wszystko przez ciebie - powiedziałam do blondynki, ciągle leżącej bezwładnie na szpitalnym łóżku. Złapałam ją za rękę. - I co? Mam się z tobą pożegnać? Już nigdy więcej cię nie zobaczę, nie porozmawiam z tobą? Nie powiem ci, jak bardzo irytująca jesteś, a ty już nigdy nie rzucisz we mnie obiadem, mówiąc, że jestem głupia? To już chyba koniec... - spuściłam głowę. - Nawet nie masz pojęcia jak wiele chciałabym ci powiedzieć - ukryłam twarz w dłoniach. - Przepraszam cię, Ludmi, to jak zwykle ja wszystko popsułam...
- Em, przepraszam - Federico nagle pojawił się w drzwiach. - Mogę?
- Tak, jasne, i tak miałam wyjść - wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia.
Gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Opadłam na krzesło stojące przy drzwiach.
- Federico, przepraszam, nie mogę wyjść - zagryzłam wargi tak mocno, że zaczęły krwawić. - Nie obrazisz się, jeśli będę tu siedzieć?
- To i tak już nie ma znaczenia - westchnął Włoch.
Odwróciłam wzrok. Widać było po nim, że przepłakał całą noc. Zresztą, ze mną nie było inaczej.
Tego wieczora mieli odpiąć Ferro od tej całej maszynerii, mieli zakończyć jej życie. Nikt z nas nawet nie próbował ich powstrzymywać. Wszyscy wiedzieli, że dla niej już nie ma nadziei.
Od rana w tej sali, w której leżała, przewijali się ludzie. Przyjaciele, znajomi, ale nie jej matka, nie jedyna rodzina jaką miała. Trzeba być okropną osobą, żeby nawet nie spojrzeć na córkę, przed jej śmiercią. Priscilla doskonale o wszystkim wiedziała, bo wczoraj osobiście ją o tym poinformowałam.
- Tak się uparłaś, żeby umierać - Feder przykucnął przy łóżku Ludki i delikatnie pocałował jej rękę. - Wiem, że zawsze musiałaś postawić na swoim, ale w tym wypadku mogłabyś odpuścić, kochanie. Nie będę dużo mówił, nie mam już na to siły. Kocham cię i zawsze będę - pochylił się nad nią i delikatnie musną jej różowe usteczka.
Uśmiechnęłam się lekko. Może ona faktycznie tego chciała, może...
Popatrzyłam na nią i na Federa, który siedział przy niej, a łzy płynęły spod jego powiek.
Róże, które przynosił co rano, były oklapłe i pozbawione życia. Całkiem jak Lu.
- J-ja - usłyszałam nagle delikatny, cichy i zachrypły głos. - Też cię kocham.
Skoczyłam na równe nogi. Podbiegłam do przyjaciółki. Miała otwarte oczy i patrzyła nimi na swojego księcia.
- Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz! - zawołałam, przytulając ją.
- Fran, to moja bluzka? - uniosła brwi w pytającym geście.
- Eeeeeee, noo, może - zaśmiałam się. - Jesteś idiotką, bardzo głupią, głupią idiotką i nienawidzę cię. A teraz idę po lekarza, głupku.
Wyszłam z pomieszczenia. Miałam ochotę skakać z radości. Obudziła się, ona się obudziła, Boże obudziła się.
Podbiegłam do Diego, stojącego przy recepcji i uściskałam go tak mocno, jak tylko umiałam.
- Jezu, Frania, udusisz mnie. Co się stało? - zapytał.
- Ludmiła się obudziła! - krzyknęłam. - Ty to w ogóle rozumiesz?
- Przepraszam, mówi panienka o Ludmile Ferro? - podszedł do mnie jakiś lekarz, a ja tylko skinęłam głową.
On odszedł szybko, podejrzewam, że do Lud.
- Diego, cuda się zdarzają - uśmiechnęłam się.
- Wiem - pocałował mnie.
W tym właśnie momencie zadzwonił mój telefon. Teatralnie przewróciłam oczami, odbierając go.
- Halo?
- Hej Francesca, tu Natalia - odezwała się moja menadżerka. - Mam dla ciebie super wiadomość. W przyszłym tygodniu jedziesz w nową trasę. Mam nadzieję, że się cieszysz. Buziaki.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia, przerażenia. Na początku wcale to do mnie nie trafiało. Gdy jednak już zrozumiałam o co się rozchodzi, prawie się rozpłakałam.
Kiedy wszystko zaczęło się układać, mam wyjechać. Super! Wręcz cudownie.
Bez słowa wyszłam ze szpitala i szybkim marszem skierowałam się w stronę parku. Potrzebowałam samotności, spokoju, chwili by pomyśleć.
Tydzień, to tylko tydzień...
Dopiero co Lud wróciła do żywych, niedawno zaczęłam układać związek z Diegito, może życie staje się piękne i już, nagle, czarna dziura.
- Nie - tupnęłam nogą ze złości.
- Spokojnie - ktoś objął mnie od tyłu. - Co jest?
- Nic - wyrwałam się. - Diego, chcę pobyć sama, wybacz, nie bierz tego do siebie...
- Nie no, luz - posłał mi uśmiech i odszedł.
Przysiadłam na jednej z białych ławek. Dzięki ci Naty, jesteś bardzo wspaniałomyślna!
~
Cześć Wam!
Najpierw przepraszam, że rozdział tak późno :<
Ogólnie, na razie rozdziały będą co 2 tygodnie :< Wybaczcie.
A jak Wam się (nie)podoba? Moim skromnym zdaniem nie jest zbyt dobry :/
No nic, opinię pozostawiam Wam :*
Koffam i do następnego!


niedziela, 5 kwietnia 2015

13. - "...ona nie może umrzeć..."







Sprawa Ludmiły ciągle nie daje mi spokoju. Chciałabym odwiedzić ją w szpitalu, ale nie mogę, bo jej lekarz będzie pytał mnie o krew...
Siedziałam właśnie w jednej sali w Studiu, gdy wszedł do niej Diego. Popatrzyłam na niego smutno. Wiedziałam, że nie będzie mnie o nic pytał.
Podszedł i przytulił mnie. Chciało mi się płakać, jednak powstrzymałam się przed tym.
- Diego dość - odsunęłam się od Hiszpana. - Jeszcze ktoś sobie pomyśli, że coś nas łączy. Ja.. ja muszę już iść - założyłam włosy za ucho. - Do zobaczenia.
Wzięłam swoją torebkę z krzesła, założyłam skórzaną kurtkę, która do tej pory wisiała na wieszaku i ruszyłam w stronę domu Federico. Potrzebowałam mieć kogo blisko, a on, jako mój chłopak powinien mnie wspierać, mimo, że nie zna powodu mojego smutku.
Delikatnie nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż drzwi się otworzą. Już po chwili stanął w nich Feder. Miał na sobie fartuch, co wyglądało przezabawnie i mimowolnie, uśmiechnęłam się.
Objęłam go, pocałowałam w policzek, po czym weszłam do środka.
- Chcesz ze mną zrobić pizze? - zapytał rozweselony. - Moi rodzice znów pojechali do Włoch i wrócą dopiero za dwa miesiące.
- Często tak znikają? - ściągnęłam buty i skierowałam się w stronę kuchni.
- Bardzo - westchnął. - Ale zdążyłem się przyzwyczaić.
Włoch podał mi fartuszek. Ubrałam go, a potem zaczęliśmy robić jedzenia. Pokazał mi, jak wyrobić ciasto i jak je dobrze uformować, a kiedy już nasze dzieło trafiło do piekarnika nie obyło się bez małej bitwy na mąkę, czym bardzo poprawił mi humor.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Chłopak objął mnie ramieniem, odgarnął mi włosy z twarzy, pochylił się troszkę.
- Wiesz, że jesteśmy całkiem sami - zaczął szeptać wprost do mojego ucha. - I możemy robić wszystko, co tylko nam się spodoba... - zaczął dotykać mojej talii.
Odsunęłam się od niego. Czułam do siebie odrazę i wstręt. Ze łzami w oczach zamachałam głową.
- Fede, ja nie mogę - załkałam.
W tamtym momencie wszystkie moje uczucia stały się dla mnie jasne. Zdałam sobie sprawę, tak nagle, że On nie jest tym, kogo tak naprawdę kocham. Zauroczył mnie. Dałam się złapać to słodkie słówka i jego wewnętrzny wdzięk. Jest naprawdę świetnym chłopakiem, ale ja nie niego nie zasługuję. Federico już ma swoją księżniczkę. Śpiącą królewnę...szkoda tylko, że nie da się obudzić jej pocałunkiem.
- My nie możemy być razem - powiedziałam przez łzy. - Ja nie... Ty powinieneś być z kimś kto będzie w stanie pokochać cię całym sercem. Ja niestety się nie nadaje. Ktoś teraz bardzo mocno cię potrzebuje i na mnie też ktoś czeka...
- O czym ty mówisz, Francesca? - złapał moje dłonie.
- Ludmiła by mnie zabiła, ale nie możesz żyć w niewiedzy... - jęknęłam żałośnie. - Lu jest w szpitalu. Podcięła sobie żyły. Już nie wytrzymała tego wszystkiego.
- CO?- tworzył szeroko oczy. Widziałam, że się zeszkliły. - Dlaczego?
- Przestała wierzyć w ludzi. Ona kochała cię ponad wszystko inne, matka się nad nią znęcała, Violetta nie dawała jej spokoju, ja byłam z tobą, Leon z nią zerwał, a w dodatku zobaczyła jak Diego mnie pocałował i to wszystko tak bardzo ją raniło...I musisz jeszcze coś wiedzieć. Ona chciała urodzić to dziecko. Priscilla zawlokła ją siłą do tego lekarza i... Wiem, że to może wydawać się abstrakcyjne, ale proszę uwierz mi. Ty jesteś jej całym światem. Kochasz ją, przyznaj, że nie umiesz bez niej żyć.
- Masz rację - spuścił głowę. - Ona...muszę ją odzyskać, ona nie może umrzeć, Fran - płakał. - Przepraszam, że tak cię wykorzystałem. Próbowałem o niej zapomnieć, ale jak widzisz, nie umiem. Kocham ją, tak cholernie mocno kocham. Możemy pojechać do szpitala?
Bez słowa wstałam.

Delikatnie uchyliłam drzwi do sali Ludmi. Nikogo nie było w środku. Wraz z Federico weszliśmy do pomieszczenia. Usiadł na łóżku, złapał jej dłoń.
- Mógłbym zostać chwilę sam? - zapytał, patrząc na mnie czerwonymi, zapuchniętymi od płaczu oczami.
Skinęłam głową, wyszłam poszukać lekarza i poinformować go, że jutro ogłaszam w Studiu, że Lud potrzebuje pomocy.
Nie wiem już co jest gorsze. Myśl, że nikt nie będzie chciał oddać krwi, czy to, że kiedy się obudzi, to ja będę martwa...
Bo się obudzi. Wierzę w to. Teraz, gdy już wszystko zaczyna się układać, nie może od nas odejść.
Gdy tylko zamieniłam kilka słów z, jakże zabieganym doktorem, wróciłam pod odpowiedni numer pokoju.
Byłam wścibska, ale podsłuchałam, co mówił Włoch.
- Nie możesz mnie teraz zostawić. Nie teraz, gdy już tak wiele przeżyliśmy. Tęskniłem. Każdego dnia i każdej nocy o tobie myślałem. Mimo, że tak bardzo mnie zraniłaś, nie umiałem przestać darzyć cię miłością. Ludmiła, jeśli ty umrzesz, ja zrobię to samo.
- Ona nie zginie - powiedziałam stanowczo, otwierając drzwi. - Musimy już iść. Lekarz... a zresztą wszystko wyjaśnię ci po drodze - pociągnęłam go za rękę. - Wiem, że to słyszysz, Luśka. Trzymaj się, niedługo wrócimy - dodałam na odchodnym.

Następnego dnia,  w Studiu, zebrałam wszystkich znanych mi ludzi przed zajęciami z Pablo, w głównej sali.
Wraz z Federem weszliśmy na scenę. Poprawiłam szarą, jedwabną sukienkę, po czym chwyciłam mikrofon. W głowie kotłowały mi się przeróżne myśli. Z jednej strony bałam się reakcji znajomych, a z drugiej, byłam szczęśliwa, że pomagam przyjaciółce.
- Hej wszystkim - zaczęłam, a tłum momentalnie ucichł. - Ja i Federico mamy do was ważną sprawę... otóż...nie bardzo wiem jak zacząć... Być może nie zauważyliście, że ostatnio nie ma nigdzie Ludmiły. Jest cichą, niepozorną osóbką, więc łatwo jest nie zwrócić na nią uwagi. Otóż widzicie, dziewczyna trafiła do szpitala. Miała bardzo wiele problemów i nie dała sobie z nimi rady. Ona... podcięła sobie żyły. Wiem, że wtedy kierowały nią emocje i wcale nie chce umierać, tym bardziej, że miłość jej życia właśnie ponownie zapukała do drzwi. W szpitalu potrzebują krwi dla niej. Błagam was, zróbcie to, nie dla mnie, jej najlepszej przyjaciółki, nawet nie dla Federico, który kocha ją najbardziej, zróbcie to dla niej. Niech ma możliwość znów pojawić się wśród nas. Możemy jej pokazać, że są ludzie, dla których coś znaczy. Już dzisiaj możecie oddać krew... proszę - zakończyłam.
Zeszłam z estrady. Zobaczyłam, że w międzyczasie pojawił się nasz dyrektor i, co bardzo mnie zdziwiło, moja menadżerka. Zignorowałam ich i poszłam do Diego.
- Musimy porozmawiać - stwierdziłam, zaciskając usta w wąski klinek.
 ~
Hejo!
Jak Wam się podobał rozdział?
Przyznam się, że mi on odpowiada ^^ Treść przed wszystkim, bo sposób, w jaki to napisałam mógłby być lepszy, ale cóż...
MAMY WIELKANOC!
Z tej okazji chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze.
Smacznego jajka, rodzinnej atmosfery przy stole, bogatego zająca i wszystkiego, czego sobie tylko zażyczycie.
Kocham Was bardzo.
Buziaki :* Wercia <3


sobota, 28 marca 2015

12 - "...potrzebna byłaby transfuzja"






Dzisiaj po szkole poszłam do szpitala, do Ludmiły. Akurat trafiłam na porę odwiedzin. Weszłam do sali, w której leżała.
Wyglądała przerażająco. Jej skóra była biała, dosłownie. Do ręki przyczepione miała kilka kabelków. Jej ciało było zupełnie bezwładne. Maszyna, do której ją podłączyli, wskazywała na to, że jej serce nie bije prawidłowo.
W oczach zakręciły mi się łzy. Nie chciałam jej stracić.
Wyszłam szybko, nie mogąc na nią patrzeć. Podeszłam do recepcji i zapytałam o lekarza, który został jej przydzielony. Oczywiście musiałam trochę skłamać, mówiąc, że jestem kuzynką Lud. Po otrzymaniu odpowiednich informacji, skierowałam się w stronę gabinetu doktora Luśki. Zapukałam kilka razy, a po chwili usłyszałam energiczne 'proszę'. Weszłam do pomieszczenia, w którym on przebywał.
- Przepraszam, czy mogłabym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia mojej kuzynki, Ludmiły Ferro? - zapytałam szybko.
Mężczyzna w podeszłym wieku spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie mówiąc nic zajrzał w jej kartę.
- Panienka Ferro straciła bardzo dużo krwi. Jej stan jest krytyczny... potrzebna byłaby transfuzja. I to właściwie dobrze, że przyszła tu pani. Nie mogę nic zrobić bez najbliższego członka rodziny. Niestety matka Ludmiły nie odbiera telefonów. Czy mogę polegać na tobie? - popatrzył na mnie, a ja szybko pokiwałam głową. - Potrzebna jest akcja, która pomoże uzbierać odpowiednią ilość krwi. Mogę na ciebie liczyć?
Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
Musiałam przeanalizować wszystkie za i przeciw. Lu nie chciała żyć, nie chciała. Nie życzyła sobie też, by ktokolwiek wiedział o jej samobójstwie, do którego w sumie nie doszło i dobrze.
Wiem, że nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym mogła coś zrobić, by przywrócić jej zdrowie, a nie zrobiłabym tego.
- Tak, może pan. Zrobię wszystko, co mogę, by moja kochana kuzynka żyła - stwierdziłam po krótkiej chwili.
Wyszłam szybko. Byłam roztrzęsiona, zdenerwowana i smutna. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Cała ta negatywna energia rozsadzała mnie od środka. Miałam ochotę płakać, ale nie miałam czym. Wszystkie łzy zmarnowałam poprzedniej nocy, gdy blondynkę zabrała karetka.
Wiedziałam że to po części moja wina. Zdradziłam Federico...a jej naprawdę mocno na nim zależy, wiem to, mimo, że zaprzecza.
Starłam z policzków kilka łez, wypływający spod moich powiek. Pociągnęłam nosem. Szłam wolno w kierunku mieszkania. Rozpadało się mocno, ale przestałam zwracać na to uwagę. Przynajmniej miałam na co zrzucić rozmazany makijaż.
Świat ubolewał nad nią. Moje serce łamało się na kawałki, z każdą nową myślą, która dotyczyła przyjaciółki, a wtedy nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek innym.
Nawet nie zauważyłam, gdy wpadłam na kogoś. Uniosłam wzrok i bez chwili zastanowienia przytuliłam się do przyjaciela. Leon objął mnie. Nie musiałam mu nic tłumaczyć, poczuł, że jest źle.
Gdy już trochę się uspokoiłam, razem poszliśmy do niego, bo była zdecydowanie bliżej niż do mnie.
- Co się stało? - zapytał, podając mi szklankę ciepłej herbaty.
Siedzieliśmy w salonie, przy kominku i suszyliśmy się. Przemokłam do suchej nitki, było mi zimno i nieprzyjemnie, ale te fakty nie miały nawet najmniejszego znaczenia.
- Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć - westchnęłam. - Obiecałam jej, że nikt się nie dowie... w pewnym sensie obiecałam.
Brunet złapał mnie za nadgarstek. Nie musiał nic mówić, by przekonać mnie, do tego, by wszystko mu wyjawić. Od środka zjadały mnie wyrzuty sumienia, ale równocześnie coś kazało mi mówić.
- Ludmiła jest w szpitalu... - moje wargi drżały. - Ona... podcięła sobie żyły.
Chłopak spuścił głowę. Wydał mi się bardzo przygnębiony. Chyba nawet... płakał.
- To moja wina - wyszeptał, prawie niedosłyszalnie. Nie miał odwagi nawet na mnie spojrzeć. - Lu dowiedziała się, że znów jestem z Violettą. Wiem, że powinienem ją o tym poinformować, ale bałem się jej reakcji, czekałem na dobry moment.
Szczęka mi opadła. Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, ani zrobić.
I nagle wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. Blondynka dowiedziała się o Violce i Leo, była załamana, że ją zdradził, chciała ze mną pogadać, a wiedziała, gdzie mnie znaleźć. Zobaczyła ten pocałunek z Diego, już kompletnie straciła wiarę w ludzi więc chciała zakończyć swoje życie. Musiała cholernie cierpieć.
- Nie mów o tym nikomu. NIKOMU - powiedziałam, wściekła, wychodząc.
Nie wiem co zrobię, by ukryć sprawę przed ludźmi z On Beat. Na razie nikt o nią nie pytał, ale to tylko kwestia czasu. Boję się, bardzo się boję.
~
Cześć Wam!
Na początek powinnam przeprosić za to, że rozdział jest tak bardzo krótki, oraz za to, że w tamtym tygodniu byłam zawalona lekcjami i w dodatku byłam chora... No, przepraszam Was.
I tak... nie było tu nic o Diecesce, ale już niedługo... Już... w 14 rozdziale.... w 13 może... Nie, nic więcej nie powiem.
Sytuacja przedstawia się dość dramatycznie, ale to również zaraz minie.
Jak Wam się podoba? Albo nie podoba?
Buziaki, kocham Was, do następnego :*

niedziela, 15 marca 2015

11. - "Nie było jej."







Przez ostatni  tydzień potajemnie spotykałam się z Diego, żebyśmy mogli napisać naszą piosenkę. Przyznam, że było to dość uciążliwe. Musiałam ściemniać Lud i Federico. Źle się z tym czułam, ale nie mogłam nic zrobić.
Z Hiszpanem pracowało mi się nadzwyczaj dobrze. Sama się sobie dziwiłam, że potrafimy się tak cudownie dogadać. Nigdy przedtem nie umieliśmy nawet spokojnie porozmawiać. Teraz coś się zmieniło, najwidoczniej nowa sytuacja i wszystkie zmiany dobrze nam robią.
Szłam właśnie na ostatnią próbę przed pokazaniem naszego dzieła menadżerom.
Weszłam do sali z instrumentami w Studiu. Diegito już tam na mnie czekał.
Uśmiechnęłam się do niego, chwyciłam gitarę i przysiadłam na krześle. Zaczęliśmy śpiewać, a przy tym dobrze się bawić.
Po godzinie oboje byliśmy pewni, że Nata i Maxi będą zadowoleni.
Oparłam się o stojak na nuty. Patrzyłam, jak mój towarzysz robi ogólne porządki. Nagle podszedł do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Przechylił lekko głowę, a liczba milimetrów pomiędzy jego, a moją twarzą zmniejszała się znacznie z każdym ułamkiem sekundy.
Nie mam bladego pojęcia co mną wtedy kierowało, ale chciałam tego. Ułożył dłonie na mojej wyrobionej talii, a ja wcale nie protestowałam. W końcu Diego złączył nasze usta w pocałunku.
Nie potrafiłam tego przerwać, mimo, że rozum tak mi kazał.
Wreszcie odsunęłam się od niego.
- Robimy źle, bardzo źle - powiedziałam. - Nigdy więcej taka sytuacja nie może mieć miejsca... A Federico i Viola nie mogą się dowiedzieć.
- A ja mogę? - usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się na pięcie. Oparta o framugę, stała Ludmiła.
Już wiem że nie ujdzie mi na sucho. Będzie mi suszyć głowę jeszcze długo...
- Nie mów nikomu, proszę cię- podbiegłam do blondynki  Modliłam się, żeby potrafiła trzymać język za zębami.

Niestety nie otrzymałam odpowiedzi. Zamiast tego, dziewczyna zacisnęła wargi w wąski klinek, pokiwała głową i szybko odeszła. 
Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności. Może i dała mi wyraźny znak, że będzie milczeć, jej oczy mówiły coś zupełnie innego. 
Usiadłam na krześle, a twarz ukryłam w dłoniach. Po moich polikach spływały maleńkie łzy. Było mi niewyobrażalnie ciężko na sercu. 
Poczułam, że czyjaś ciepła dłoń gładzi mnie po plecach. Wiedziałam, że to Hiszpan. Byłam pod wrażeniem tego, że okazuje swoje człowieczeństwo. Zachowywał się wobec mnie tak uroczo, był kochany, opiekuńczy i troskliwy... całkiem jak nie on. Nie wiem, co wstąpiło w tego człowieka, ale to na pewno coś dobrego. 
Nie myśląc zbyt wiele, wtuliłam się w jego tors, tym samym mocząc jego dizajnerską koszulkę i brudząc ją tuszem do rzęs. 
- To moja wina - odezwał się, czym już zupełnie mnie zszokował. 
Wzięcie na siebie winy... Diego... To chyba mi się śni. 
- Nie, nie twoja - zaprzeczyłam, zachrypniętym od łkanie głosem. - Nie musiałam na to pozwalać. 
- Bo ja.. ja chciałem... no... to znaczy... - potarł kark. 
- Przyjmuję przeprosiny - uśmiechnęłam się do niego, równocześnie pociągając nosem. 
Chłopak objął mnie, bo najwidoczniej nie wiedział co ma powiedzieć.
Rozumiem, że to wszystko musi być dla niego bardzo trudne. W końcu nie jest łatwo przyznać się do błędu, ale zrobił to i jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale... czy powinnam? Raczej nie... 
- Diego, ja już chyba pójdę - powiedziałam cicho. - Jest późno, a rano musimy...
- Wiem, Fran. Ko...Em, dobronoc - uniósł kąciki ust. 
Szłam do domu, ciągle zastanawiając się, co chciał powiedzieć. Myślała, że nie usłyszałam, tego urwanego "ko". Jednak prawda była inna. Słyszałam. I to bardzo dobrze. 
Na ulicach było już ciemno i trochę się bałam. Bałam się o siebie, ale też o Luśkę. Nie wyglądała najlepiej, kiedy nas widziała. 
Wyjęłam z kieszeni telefon i kilkukrotnie wybrałam jej numer. Niestety, za każdym razem włączała się poczta głosowa. Zrezygnowana, schowałam komórkę. 
Zawiał mroźny wiatr. Chciałam być już w mieszkaniu, w ciepłym łóżeczku, jednak wizja wściekłej blondynki robiącej mi awanturę, że jestem zdrajczynią, nie zachęcała do powrotu do domu. 
Westchnęłam cicho z chwilą, w której otworzyłam drzwi do domu. Wkoło panowała zupełna ciemność. 
Odwiesiłam moją skórzaną kurtkę na wieszak w przedpokoju, a torebkę zostawiłam na stojącym tam taborecie. Weszłam do holu, zapalając światło. 
- Lud, jestem! - zawołałam. 
Nie otrzymałam odpowiedzi. Poszłam do sypialni, zobaczyć, czy może nie śpi. Nie było jej. Sprawdziłam w kuchni, gdzie też nikogo nie zastałam. Salon również był pusty. 
Udałam się do łazienki. Zapukałam kilkukrotnie, a odpowiedziała mi cisza. Uchyliłam delikatnie drzwi, kliknęłam włącznik i już po chwili pomieszczenie wypełniło jasne światło. 
Odwróciłam się od drzwi, a widoku, który wtedy zobaczyłam, nigdy nie zapomnę. 
W wannie, po brzegi wypełnionej wodą, leżała Ludmiła. Miała na sobie ubrania, w których widziałam ją ostatnio. z nadgarstka, zwisającego bezwładnie z obramowań wanny, sączyła się krew. Zabarwiła ona całą wodę. Powieki dziewczyny były zamknięte, w przeciwieństwie do ust. Szybko zadzwoniłam po karetkę, a w czasie, zanim przyjechała, cudem udało mi się wyjąć ją z wanny. Zawinęłam zranione miejsca w kawałek suchego, czystego materiału, by zatamować krwotok. Pochyliłam się nad przyjaciółką. Oddychała. Wolno i ciężko, ale jednak. 
Gdy ratownicy medyczni już zabrali ją do szpitala, ja, cała mokra, przejęta i zdruzgotana, miałam ochotę sama się pociąć. Jednak jetem twardą kobietą i wiem, że to złe. 
Przebrałam się i już miałam się kłaść, gdy dostrzegłam, że na szafce nocnej coś leży. Wzięłam zieloną kartkę do ręki, po czym zaczęłam czytać. 


Fran,
moje życie już nie ma sensu.
Proszę, wybacz mi. 
Nie obwiniaj się, bo wiem, że masz do tego skłonność. 
Proszę, nie mów nikomu. 
Nie chcę by ktokolwiek wiedział. 
Gdyby pytali, powiedz, że wyjechałam do ciotki, do Hiszpanii. 
Życzę Ci szczęścia w życiu. 
Kocham Cię, przyjaciółko. 
     Lud.

Opadłam na poduszkę. Nie wiedziałam już co myśleć i co robić. Byłam pewna tylko jednego - zdecydowanie, to nie będzie dobra noc.
~
No cześć!
Szczerz mówiąc, to nawet nawet ten rozdział mi się podoba :)
Znaczy... zawsze mogło być lepiej, ale nie ma tragedii - moim zdaniem.
A Wy co sądzicie?
Przepraszam, że dziś tak późno.
Kocham mocno <3

sobota, 7 marca 2015

10. "Tylko pięć minut."






Pchnęła drzwi prowadzące do dużego biura mojej menadżerki. Czułam, że porządnie mi się dostanie. Wywołałam niemały skandal z związany z Diego, Federico i Violettą. W dodatku zamieszałam w to Ludmiłę. Oj, to się nie mogło dobrze skończyć. W środku, przy stoliku siedziała już Natalia, moja agentka, ten kretyn i jego człowiek od interesów, Maxi.
- Spóźniłaś się, Francesca - odezwała się czarnowłosa. Właściwie to jest całkiem ładna i moim zdaniem marnuje się w tej wytwórni płytowej. Jednak to jej życie i może z nim robić, co jej się podoba.
- Tylko pięć minut - machnęłam ręką. Nie wiem czemu, ale byłam w wyjątkowo dobrym nastroju.
- Każda minuta się liczy moja droga. W tym interesie nie ma tak łatwo - odezwała się ponownie, na co wywróciłam oczami i przysiadłam obok Hiszpana, który znudzony bawił się kostką do gitary.
- Wiecie, że powinniśmy was porządnie zbesztać? - Maxymilian stanął obok Naty. Razem wyglądali naprawdę uroczo. Sądzę, że mogliby zostać parą.
- Nie po to wysłaliśmy was do Studia, żebyście narobili kolejnych skandali - kontynuował. - Nie wystarczy wam już mediów? Naprawdę chcecie tak żyć?
- Ja nie - westchnęłam.  - Chcę być szczęśliwa, ale to nie moja wina, że oni wykorzystują wszystko. Przecież wiecie, że my absolutnie nic do siebie nie czujemy. Oboje kochamy kogo innego. Czemu ludzie nie potrafią tego zaakceptować?
- Bo ludzie to podłe żmije, Fran - brunet uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach zobaczyłam prawdziwy smutek.
Coś ukuło mnie w sercu. Nigdy nie widziałam, by Diegito... To do niego nie pasuje. On zawsze był radosny, wesoły, szczęśliwy i po prostu zadowolony z życia.
- Co jest? - delikatnie dotknęłam jego ramienia i ku mojemu zdziwieniu nie cofnął się, ani nie wypowiedział żadnej uszczypliwej uwagi.
- Nic - stwierdził cicho, jakby sam nie był pewien.
Nie wiedziałam co myśleć. Jeśli to przez Violkę jest taki, to przysięgam, że wydrapię tej zdzirze oczy. Nikt poza mną nie ma prawa sprawiać mu przykrości. Zresztą, ja też nie powinnam.
- Nagrajmy duet, by pokazać ludziom, że rozstać się, nie znaczy od razu nienawidzić - wypaliłam. Nie powinnam tego mówić.
Cała trójka popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Wiem, że pewnie zdziwił ich wszystkich fakt, że chcę pracować z 'byłym'.
W tej chwili uświadomiłam sobie, że mi na serio na nim zależy. Jak na dobrym koledze. Jednak przez te lata zdążyłam się przywiązać. Nie mogłam, mimo wszystko, pozwolić, by Nat się dowiedziała. Poza pracą jest też moją przyjaciółką i mogłabym się założyć, że gdybym jej o tym powiedziała, ona zaraz wykorzystałaby ów fakt i męczyła mnie gadaniem, że jestem w nim zakochana, co jest przecież nieprawdą, bo mam mojego Fedusia.
- To dobry pomysł - usłyszałam z ust, które nagle bardzo chciałabym pocałować. Diego. - może wreszcie dadzą nam spokój.
Widziałam jak pozostała dwójka uśmiecha się do siebie. Oni coś kombinowali, byłam i jestem tego pewna. Muszę dowiedzieć się o co chodzi przy najbliższej okazji.
- W takim razie skomponujcie coś i widzimy się w przyszłym tygodniu - oznajmił mężczyzna, choć chyba nie powinnam go tak nazywać, bo jest w podobnym wieku, co ja i chłopak Violetki.
Po krótkiej chwili zostałam sama. Całkiem sama. Miałam więc chwilę czasu, by o wszystkim pomyśleć. Zachowywałam się dziwnie, całkiem jak nie ja. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Chyba jestem przemęczona. Powinnam trochę odpocząć.

~
Rozdział jest nawet ok, ale długościowo mi nie odpowiada. Zdecydowanie za krótki jest.
A jakie jest Wasze zdanie?
Kocham Was i czekam na kom :*
Buzieki ♥

sobota, 28 lutego 2015

9. "Daj sobie siana..."




Jestem na siebie wściekła. Na imprezie z przyjaciółmi zupełnie się upiłam i przez całą sobotę miałam mocnego kaca. Na szczęście Luśka była tak kochana i zajęła się mną. Gdyby nie ona, pewnie głowa bolałaby mnie do poniedziałku.
Wieczorem, kiedy już poczułam się lepiej postanowiłam pogadać z blondynką. W końcu, nie opowiedziała mi zbyt wiele o swojej relacji z Loenem. A poza tym, może będzie wiedzieć coś o tym 'pięknym' związku Diego i Violetty.
-Co robisz? - zapytałam, wchodząc do kuchni.
- Kolację. Uprzedzając twoje następne pytanie, są to ravioli z sosem.
Faktycznie, w całym mieszkaniu unosił się zapach, od którego starałam się głodna. Podeszłam do garnka z sosen. To coś wyglądało niezwykle apetycznie.
- Kto nauczył cię robić takie cuda? - wymamrotałam z buzią pełną podkradniętych nadziewanych makaroników.
-Federico - odparła oschle, co było dla mnie wyraźnym sygnałem żeby zmienić temat. Ten ton, w który uderzyła, mówił: "Nie chcę o nim słyszeć".
- A co tam u twojego chłopaka? - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
Usiadła naprzeciw mnie, przy stole. Postawiła przede mną posiłek i sama też zabrała się za jedzenie.
- Jest kochany, uwielbiam go. Troszczy się o mnie i dba... Ideał.
- To dobrze, że znalazłaś miłość i szczęście.
Na prawdę bardzo się z tego cieszyłam. Zależy mi na przyjaciółce i nie chcę, by była smutna.
- Może to głupio zabrzmi, Fran, ale chcę się o coś zapytać - odezwała się nagle, przerywając mi moje rozmyślenia. Spojrzałam na nią pytająco, czekając. - Czy ty jesteś zazdrosna o Diego? Bo wiesz, kiedy on i Violka się pocało...
-Nie jestem - przerwałam szybko.
- Ale to normalne, nie masz się czego wstydzić. Przecież długo byliście parom - mówiła jak najęta.
Nie mogłam tego słuchać. To tylko i wyłącznie moją sprawa, co czuję do Diego. Ale przecież ja nic do niego ni czyję. Więc nie ma żadnego problemu.
-Daj sobie siana, Lud - westchnęłam. Wstałam od stołu, wkładając talerz do zmywarki, po drodze do pokoju. Usiadłam na łóżku z telefonem w ręku. Sprawdziłem powiadomienia. Były trzy esemesy od Federico.


Od: Fede 
Jak się czujesz? Czy tylko mnie tak bardzo boli głowa?
(12.03)



Od: Fede
Śpisz słoneczko?
(14.38)



Od: Fede 
Zaczynam się martwić... 
(17.59)


Mój kochany, tak się przejmuje...


Do: Fede 
Źle się czułam, miałam kaca. Spałam prawie cały dzień. 
(18.21)


Nie chcę żeby zaprzątał sobie mną głowę. Po krótkiej chwili moją komórka zapiszczała, informując mnie tym samym o nowej wiadomości.


Od: Fede 
Ale już wszystko dobrze?
(18.22)



Do:Fede 
Tak, jest okayo. Dziękuję że tak się o mnie troszczysz.
(18.24)



Od: Fede
Od tego jestem. Kocham Cię, księżniczko. Wybierzemy się gdzieś jutro? 
(18.27)



Do: Fede 
Chciałabym bardzo, ale nie mogę, wybacz. Kocham Cię! 
(18.32)


Miałam już plany na niedzielę i to dość ważne... Podczas gdy pisałam z Fedusiem, sprawdzałam skrzynkę pocztową. Wiadomość z wczoraj od mojej menadżerki... Chce się że mną spotkać i porozmawiać. Wydaje mi się, że to nie będzie przyjemna wymiana zdań.
~
Hola!
Ale dziwnie mi się jakoś pisało ten rozdział... I nawet nie wiem, czy w miarę wyszedł, czy nie. Pomożecie ni ocenić? ;))
Kocham Was ;*

niedziela, 22 lutego 2015

8. "...Viola latała za nim..."





Dzisiaj w Studiu był bardzo dziwny dzień. Bardzo mocno pracowaliśmy, bo Pablo powiadomił, że show odbędzie się już w ten piątek. Teraz musimy się naprawdę na nim skupić.
Gregorio postanowił, że nauczy nas choreografii do ostatniej piosenki, więc pracowaliśmy na stepach. W pewnym momencie Violetta się poślizgnęła i byłam pewna, że zaliczy glebę, ale DIEGO ją złapał. Przeżyłam szok. Nigdy nie sądziłam, że ten egoista może zrobić cokolwiek dla kogokolwiek poza sobą.
Potem przez resztę dnia Viola latała za nim i dziękowała za uratowanie życia. Tak na serio, nic wielkiego by jej się nie stało. Co najwyżej troszkę obiłaby sobie tą swoją buźkę.
Tego dnia byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o tym, by położyć się spać. Niestety, czekała mnie jeszcze próba z Federico. Chociaż, czy ja wiem, czy tak niestety... Bardzo miło spędziliśmy czas. Trochę pośpiewaliśmy, ale kiedy mój kochany chłopak zobaczył, jak okropnie się czuję i że nie daję rady nic zrobić, postanowił mnie gdzieś zabrać, żebym mogła odpocząć.
Przechadzaliśmy się parkiem, aż doszliśmy do małego stawu.
Przysiedliśmy na brzegu. Krajobraz roztaczający się przede mną wyglądał nieziemsko. Płaska tafla wody, a przy linii horyzontu mały lasek. Oparłam głowę o ramię Federa. Nie potrzebne nam były słowa.
Przez cały ten tydzień każdy chodził zdezorientowany, nakręcony, pochłonięty przez zbliżające się przedstawienie.
I dopiero w piątek zdarzyła się seria rzeczy, których chyba nigdy bym się nie spodziewała.
Z samego rana zeszliśmy się w teatrze w centrum miasta. Chcieliśmy mieć pewność, że występ będzie perfekcyjny.
Ja, jako osoba która absolutnie zawsze musi mieć dopięte na ostatni guzik, pracowałam chyba, a raczej na pewno, więcej niż inni. Szczerze mówiąc, nie do końca wyszło mi to na dobre, bo tuż przed samym występem straciłam głos. Pewnie większość osób zaczęłaby panikować, jednak nie ja. Jestem piosenkarką. Takie sytuacje to dla mnie norma. Wyciągnęłam z torebki ohydny lek ,ogrzewający krtań, w proszku. Rozrobiłam go w butelce letniej wody, po czym wypiłam. Już po niedługiej chwili mogłam normalnie mówić i śpiewać. Jednak dla bezpieczeństwa i pewności zjadłam sobie słodziutkie jabłko.

Ogólnie, cały pokaz wyszedł świetnie. Przebiegł w przyjaznej atmosferze, nie było żadnych błędów i skandali, ani niczego nieplanowanego. Aż do występy Diego i Violetty. Ten pieprzony debil ją pocałował! Tak bezczelnie, na oczach wszystkich.
Dziwię się sobie, ale poczułam coś w środku. Nie bardzo umiem to określić. Mogłabym porównać to uczucie do szpilki wbijanej w serce, albo wentylatora dmuchającego prosto w oczy. Nie powinnam się tak czuć, przecież ja nienawidzę tego idioty, si? Tak, nienawidzę.
Po zakończeniu całego show, postanowiliśmy, całą paczką, łącznie, niestety z tymi gołąbeczkami, wybrać się do miasta, na jakąś imprezę czy coś. Niestety, Lusia wolała wrócić do domu. Ja jej nie zatrzymywałam. Widziałam, że poszła z Leonem. To dobry chłopak i mam nadzieję, że się nią zajmie. Jestem pewna, że nie skrzywdzi mojej przyjaciółki, bo zbyt dobrze ją zna i wie, jaka jest krucha.

~
Boże, co to jest?? o.O Żal mi mnie, serio.
Nie podoba mi się. Następny rozdział może będzie lepszy... MOŻE. Nie wiem, coś ostatnio słabo mi idzie ;-;
A Wy co sądzicie?
Besos :*

niedziela, 15 lutego 2015

7. "...dużo rzeczy nie wiem ..."



Gdy już dotarłyśmy do mojego mieszkania czułam, że źle zrobiłam obiecując Federico, że więcej nie będę z nim rozmawiać o Ludmile. Teraz blondynka siedziała na moim łóżku i ze smutkiem wpatrywała się w ścianę. Ciągle nie wiedziałam, co chodzi po jej główce. Wydawała się taka nieobecna...
- Musimy poważnie porozmawiać - stwierdziłam, przysuwając sobie krzesło. - Najpierw wyjaśnij mi to, jak zareagowałaś na wieść, że jestem z Fede. Jeszcze wczoraj widziałam, jak błagałaś go, żeby Cię wysłuchał, a dzisiaj...
- Jestem dziewczyną Leona - przerwała mi. - W piątek po lekcjach spotkaliśmy się, żeby przećwiczyć piosenkę, bo wyjechał na weekend i wtedy on mnie pocałował. Sądzę, że może coś z tego wyjść. On dobrze mnie zna. Był moim przyjacielem. Jako jedyny wie jaka jest moja matka... Wtedy w parku, chciałam porozmawiać z Federico. Chciałam, żeby ta sytuacja między nami przestała tak wyglądać. Ale on nie daje sobie wytłumaczyć...
Ona i Leon? Nie mogłam w to uwierzyć. Jak? Nigdy ich ze sobą nie widziałam. Byłam w szoku. Ale właściwie to dobrze, ze się zeszli. Może Leo będzie w stanie obdarować ją szczęściem, na jakie dziewczyna zasługuje.
- Cieszę się - przyznałam. - A teraz masz mi powiedzieć, czemu usunęłaś to dziecko.
- Nie chciałam tego - w jej oczach zalśniły łzy. - Moja matka, kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży zaciągnęła mi siłą do tej kliniki i... i... ja nie miałam wyboru - wybuchnęła tak ogromnym płaczem, że nie umiem go nawet opisać. Łzy wielkości grochu kapały po jej zaróżowionych policzkach. - Francesca, ja się jej boję. Nie masz pojęcia przez co ja przechodzę... To, co widziałaś jest tylko namiastką wszystkiego, co mi robi.
Nie myśląc dłużej, przytuliłam ją do siebie. Nie było sensu na dłuższe rozmowy.
Nagle zdałam sobie sprawę, że gdyby nie ja teraz pewnie siedziałaby gdzieś na peronie... Boże. To straszne. Priscilla to jakaś jędza. Nie wiem jak można tak traktować własne dziecko. Nie mogę tak tego zostawić.
- Ludmiła, przeprowadź się do mnie - wypaliłam. - Ty będziesz miała spokój i mnie, a Pris będzie szczęśliwa, że ma cały dom dla siebie.
- M-mogę? - zająknęła.
- No tak! Gdybyś nie mogła, nie proponowałabym ci tego - westchnęłam.
Jest mi jej naprawdę szkoda. Nie powinna być tak poniewierana. W zasadzie, to nikt nie powinien.
Teraz już całkowicie rozumiem ją i jej postępowanie.
Szkoda tylko, że Fede nie wiedział o niczym... Ale teraz już mu tego nie powiem. Blondyna jest z Leonem, a Włoch nie chce o niej słyszeć. Może i w moim zachowaniu jest coś egoistycznego, ale nie jestem jak Diego.
Nawet nie wiem, czemu o nim pomyślałam. Właściwie, to dużo rzeczy nie wiem, jak się okazało.
Szybko położyłyśmy się spać, bo dość wrażeń było jak na jeden dzień.
Dobrze, że miałam w pokoju dwa łóżka, które do tej pory były ze sobą zsunięte. Wystarczyło je od siebie trochę odsunąć.
Leżałam, przewracałam się w boku na bok. Ludmiła już spała, ale ja nie mogłam. Cały czas myślałam o Digito. Diego i Diego. Nie powinnam. Przecież go nienawidzę. Nienawidzę, tak? Jest samolubny, arogancki i chamski. Całkiem jak Violetta. Tworzyliby ładną parę.
~
Ale krótki rozdział, masakra ;-; I beznadziejny. Wcale mi się nie podoba. Pisałam go dzisiaj koło 1 w nocy, bo mi się przypomniało, że nie napisałam. Nie sprawdzałam, bo nie miałam siły, więc może być trochę błędów i powtórek. Wybaczcie.
A Wy co sądzicie?
Besos, kocham Was mocno.

niedziela, 8 lutego 2015

6. "Mamo, proszę."





Nie ma opcji bym darowała Ludmile.
Wczoraj wróciłam do domu późno, a poza tym, nie miałam czasu dzwonić do dziewczyny. Westchnęłam cicho, obracając głowę w bok. Federico spał słodko. Tak, spędziłam z nim ostatnią no i straciłam dziewictwo... Ale nie żałuję, bo chyba naprawdę bardzo go kocham. Poza tym, był taki delikatny, czuły i.... i tylko szkoda mi Ludmi. Nie mam bladego pojęcia jak zareaguje na wieść, że z nim jestem. Boję się o nią. Lecz serce nie sługa. Najwyżej czasami się myli. 
Wstałam cicho, owijając się jednym z koców, którymi byliśmy przykryci. Podreptałam do łazienki, gdzie umyłam się, ubrałam i zrobiłam inne czynności z kategorii 'rutyna poranna'. Potem poszłam do kuchni, by zrobić śniadanko mi i mojemu przyjacielowi  chłopakowi.
Stałam i smażyłam naleśniki, kiedy poczułam na swojej talii czyjeś ciepłe dłonie.
- Dzień dobry, kotku - mruknął Federico, całując mnie w policzek. - Jak się spało?
- Smacznie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
Nałożyłam nam jedzenie na talerze i położyłam je na stole.
- Fede, ja dzisiaj pójdę do Ludmiły.... - zaczęłam.
- Przestań już o niej mówić, Fran - przerwał mi.
- Obiecuję, że więcej nie będę, ale posłuchaj. Proszę - spojrzałam na niego maślanymi oczkami, na co tylko skinął głową. - Nie chcę żeby ona o wiedziała o tym, co nas łączy. Jeszcze nie teraz.
- Kochanie, nie rób wszystkiego, żeby ją zadowolić. Ja mam prawo ułożyć sobie z kimś życie, czy jej się to podoba, czy też nie - dotknął mojej dłoni i uniósł podbródek. - Przyrzeknij, że dziś jej o tym powiesz.
Zmarszczyłam brwi i zagryzłam nerwowo dolną wargę. Wiedziałam, że potwornie ją zranię. Z drugiej jednak strony chłopak ma trochę racji. Powinna wiedzieć. lepiej, żeby dowiedziała się tego ode mnie niż takiej Violki na przykład. Wiem jak ciężko jest coś ukrywać, a przy okazji okłamywać ludzi... Dopiero co skończyłam ten chory 'związek' z Diego, a już mam się wpakować w następne bagno? Nie, nie mogę. Powiem jej.
- Dobrze - przytaknęłam.
Potem Feder odprowadził mnie pod dom blondynki. Chciał mieć pewność, że nie stchórzę. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam dzwonkiem. Przyjaciółka otworzyła mi drzwi i wpuściła do środka.
Nie odezwałam się do niej ani słowem, puki nie znalazłyśmy się w jej pokoju. Z kamienna twarzą usiadłam na miękkim łóżku z baldachimem. Przypatrywałam jej się uważnie, wzrokiem, który mógłby zabić.
- Co się stało? - zapytała wreszcie niepewnie.
- Wiem o wszystkim - rzuciłam bez emocji. - Federico powiedział mi, czemu zerwaliście.
Lud nagle wybuchnęła płaczem.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Ba, w ogóle niczego się nie spodziewałam, ale... Ale to przerastało moje wyobrażenia. Przecież nie powiedziałam nic co by mogło ją skrzywdzić. Jeszcze. 
Przycupnęła obok mnie. Otarła łzy, które ciągle płynęły po policzkach. Próbowała się uspokoić.
- J-ja ci to wszystko wyjaśnię, Francesca - odezwała się drżącym głosem.
- Dobrze, chętnie posłucham - stwierdziłam tym samym, zimnym tonem. - I jest jeszcze coś, o czym mu... - zakryła mi usta ręką.
- Ciiii - szepnęła.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale wedle jej prośby nie odzywałam się. Przyznam, już nie wiedziałam co myśleć. Byłam zdumiona, wściekła i smutna na raz.
- Do szafy - zawołała szeptem Ludka.
- Co? - zapytałam, również półtonem, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Potem ci powiem. Szybko, Fran - popchała mnie w stronę dębowych drzwi.
Wskoczyłam do wnętrza mebla. Było tam zupełnie ciemno. Tylko maleńka smuga światła wpadła przez szparkę pomiędzy skrzydłowymi drzwiczkami. Przez nią też obserwowałam, to, co się działo.
Ludmła chwyciła jakąś książkę, usiadła przy biurku i udała, że ją czyta. Po chwili do pomieszczenia weszła kobieta. Była bardzo podobna do mojej przyjaciółki, ale starsza. Podejrzewałam, że matka.
- Córko - zwróciła się do niej. - Masz godzinę. Dziś w nocy potrzebuję mieć dom dla siebie.
Mówiła tak szorstko i nieprzyjemnie, że nawet mnie przeszły dreszcze.
- Mamo, ale Leon pojechał na weekend do ciotki i nie ma go w mieście. Gdzie ja mam się podziać? - zapytała z nadzieją.
- Nie obchodzi mnie to. Możesz spać sobie nawet pod mostem - warknęła Priscilla, bo jak się potem dowiedziałam, właśnie tak ma na imię.
- Mamo, proszę. Nie będę ci przeszkadzać pozwól mi zostać - błagała, niemalże na kolanach Luśka.
- Posłucham mnie, ty mała jędzo - kobieta pociągnęła ją za włosy tak, że ta wstała. - Jesteś nikim. Nikim, rozumiesz? - syczała przez zaciśnięte zęby. - Za godzinę ma cię tu nie być, ty dziwko. Ciesz się, że w ogóle pozwalam ci ze sobą mieszkać.
Puściła nastolatkę i wyszła, trzaskając drzwiami. Lu upadła na podłogę, a słone kropelki znów spływały spod jej powiek.
Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Nie mogłam wymówić nawet słowa. Miałam teraz ochotę iść do tej podłej baby i jej kłaki powyrywać. Jak można tak traktować innych?! Przecież... To mi się nawet w głowie nie mieści.
- Boże - szepnęłam, wychodząc z ukrycia. - Ty przeżywasz piekło...
- Przywykłam - stwierdziła, po czym wstała. Cały czas masowała miejsce, w którym trzymała ją Pris.
Wyjęła torbę podróżną i wpakowała do niej kilka niezbędnych rzeczy. Przypatrywałam się dziewczynie, nie rozumiejąc jej poczynań.
- Dzisiaj przenocujesz u mnie - stwierdziłam wreszcie.
Ona tylko spojrzała na mnie oczkami pełnymi wdzięczności i rzuciła mi się w ramiona.
 - Dziękuję kochana.
- Nie ma za co, Ludmi. A teraz muszę ci coś powiedzieć. Wolę, żebyś dowiedziała się tego ode mnie - odsunęłam ją od siebie na długość ramion. - Jestem z Federico.
Blondyna uśmiechnęła się tylko i wróciła do pakowania rzeczy.
Kolejna reakcja która mnie zszokowała.
W co ja się pakuje... Co ja robię...
~
Hola!
Tsam,,, w rozdziale pewnie jest sporo błędów, bo nie dałam rady go sprawdzić. Wybaczcie :<
Podoba Wam się czy nie bardzo?  Tylko szczerze :*
Kocham Was mocno!

niedziela, 1 lutego 2015

5. "...zrobiłam to."





Obudził mnie dźwięk mojego telefonu, oznajmiający, że ktoś dzwoni. Niechętnie chwyciłam komórkę leżącą na szafce nocnej stojącej obok mojego łóżka. Nie patrząc nawet z kim będę rozmawiać, odebrałam.
- Tak, słucham? - wymamrotałam na wpół śpiąc.
- Cześć Francesco, tu Federico. Nie przeszkadzam? - usłyszałam jego śliczny głos. Momentalnie się rozbudziłam.
- Nie, nie. Tylko spałam - zaśmiałam się. - W soboty zazwyczaj ciężko wyciągnąć mnie z łóżka.
- W takim razie bardzo przepraszam. Chciałem tylko zapytać, czy spotkamy się dzisiaj, by przećwiczyć naszą piosenkę i w ogóle... Wiesz, bo oprócz samego śpiewania musimy jeszcze ułożyć choreografię - westchną. - Ale jakoś sobie poradzimy, przecież masz ogromny talent.
- Nie schlebiaj mi, Fede, bo czuję, że się rumienię - skarciłam go wesołym głosikiem. - Dobrze, spotkamy się w parku obok Studia za jakieś dwie godziny?
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Pa.
Rozłączyłam się. Normalnie, to przyłożyłabym głowę do poduszki i spała smacznie do wieczora, a potem do rana, ale nie tym razem. Miałam tylko dwie godziny, a chciałam, sama nie wiem czemu, wyglądać dobrze.
Trochę wstyd mi się przyznać, ale śmiem podejrzewać, że Freder mi się podoba. Tak, wiem, okropne. Jest byłym mojej przyjaciółki, a ona ciągle go kocha i chce do niego wrócić. Nie powinnam... Ale nie umiem nad tym zapanować.
Wyskoczyłam spod mięciutkiej pierzyny i podeszłam do szafy. Przebierałam w sukienkach, aż wreszcie znalazłam odpowiednią. Pobiegłam w stronę łazienki, by zrobić się na bóstwo... Efekt końcowy był świetny. Naprawdę.
Zadowolona z siebie postanowiłam już wyjść, wcale nie zwracając uwagi na to, która jest godzina. Najwyżej trochę poczekam. Wsadziłam w uszy słuchawki, które podłączyłam do odtwarzacza muzyki i wyszłam, zamykając mieszkanie na klucz. Wesoło szłam w stronę umówionego miejsca. Nawet się nie spostrzegłam, a byłam już na miejscu.
Usiadłam na ławce, bo faktycznie chłopaka jeszcze nie było. Wyłączyłam playlistę. Wtedy coś zwróciło moją uwagę. Kawałek dalej kłóciła się jakaś para. Gdy podeszłam bliżej, zdałam sobie sprawę, że widzę Ludmiłę z Fede.
Schowałam się za drzewem i starałam się zrozumieć coś z tego, co do siebie krzyczeli.
- Zrozum, ja musiałam! - płakała Ludmiła.
- Nie. Nie musiałaś. Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy - mówił do niej Włoch.
- Chociaż spróbuj mnie wysłuchać.
Ale jego już nic nie obchodziło. Machnął tylko ręką, odwrócił się i odszedł.
Co jest między nimi nie tak? No, co? Musze się dowiedzieć i to teraz, już, w tej chwili. Inaczej nie będę mogła spać spokojnie.
Poczekałam aż Lud odejdzie i podążyłam za jej wcześniejszym rozmówcą.
Zasłoniłam mu oczy od tyłu.
- Hm.. Francesca? - zgadł od razu.
- Tak, skąd wiedziałeś? - wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- Poczułem twoje perfumy - uniósł kąciki ust. - Usiądziemy?
Kiwnęłam tylko głową. Nie wiedziałam jak mogę zacząć temat. Denerwowałam się i panikowałam, ale zarazem byłam tak cholernie pewna siebie, jak rzadko.
- O co poszło z Ludmi? - przygryzłam lekko dolną wargę.
- Nie obraź się, ale chyba nie powinnaś się wtrącać. Ciężki temat...
- Ale to właśnie są moje sprawy - przerwałam mu. Byłam zła. Kolejna osoba, która chce ukryć przede mną fakty. - Lu jest moją przyjaciółką i nie mówi mi całej prawdy. Ja muszę wiedzieć, co się między wami stało. Muszę. Zrób to dla mnie, proszę.
- No dobrze - westchną. - Tylko nie mów o tym nikomu... Ludmiła...ona... - wziął głęboki wdech. - usunęła nasze dziecko.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nagle wszystko stało się tak dziecinnie proste. Pasowało do siebie idealnie. Ale. No właśnie, zawsze jest jakieś 'ale', jakieś 'jednak', 'a', 'albo'. Nigdy nic nie jest czarne i białe. Ona nie byłaby do tego zdolna! Jestem pewna, że coś musiało ją zmusić. Ma zbyt dobre serce...
- Że co?!- krzyknęłam, gdy lekko ochłonęłam. - Raz - ona była w ciąży? Dwa - co zrobiła?!
- Tak, była w ciąży. I pozbyła się jej. Nie wiem czemu, Francesca. Tak po prostu, któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że dokonała aborcji. Wtedy moje serce pękło. To było straszne. A obiecywałem jej, że nie zostanie z tym sama...
- Wybacz, Feder, ale ja chyba muszę z nią porozmawiać. Spotkajmy się potem, co ty na to?
- Nie - zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. - Nie rób tego. Nie zmieniaj wszystkich swoich planów ze względu na nią. Zostań tu ze mną. Powinniśmy ćwiczyć.
Miał rację. Po części. Ale i tak porozmawiam z dziewczyną. Nie ujdzie jej to na sucho. Zdecydowanie nie. Nie pozwolę, by zmarnowała sobie życie, mimo, że już to zrobiła .
Zaśpiewałam z Włochem raz, drugi, trzeci, piąty, piętnasty, dwudziesty piąty... Ale ile można? Moje gardło też nie jest nie do zdarcia. Bolało już i czułam, że je nadwyrężyłam.
- Koniec. Dosyć - zawyrokowałam. - Już nie mam siły.
- No dobrze. Ja zresztą też - przytaknął. - Przejdziemy się na lody, piękna?
Nie mogłam nawet mówić, więc tylko skinęłam głową na tak.
Zabrał mnie na spacer. Szliśmy dosyć długo, aż zaczęło się ściemniać. Zrobiło mi się ciut zimno, co chyba zauważył, bo zdjął bluzę, którą miał na sobie i założył ją na moje nagie ramiona.
Gdy wracaliśmy, tą samą drogą, gwiazdy były już wysoko na niebie. Zapatrzona w nie, weszłam w Federico.
- Ojej, przepraszam - zarumieniłam się.
- Nic nie szkodzi - objął mnie ramieniem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spuściłam wzrok, zawstydzona, ale i zadowolona. - Noc jest tak piękna, jak ty - szepnął mi do ucha.
To było takie słodkie. Jeszcze nigdy przy nikim tak się nie czułam. Wyjątkowo.
On mnie doceniał. Sprawiał, że czułam, że świat może się dla nas mnie zatrzymać.
Jeju, chyba się zakochałam. Nie powinnam, nie powinnam, nie powinnam... Ale tak, zrobiłam to. A co się stało, to się nie odstanie. Nie tak łatwo...
~
Mhyyyym...nie taki zły ten rozdział.
Moim zdaniem.
A Waszym?
Kofffam mocno <3 

niedziela, 25 stycznia 2015

4. "Będziesz jej bronił?!"




Dziś w Studiu od rana uczniowie gadali o jakimś występie czy coś... Byli tak nakręceni, że z nikim nie dało się normalnie porozmawiać. Nawet Ludmi chodziła z głową w chmurach. Wszystkiego dowiedziałam się dopiero na trzeciej lekcji, która była z Pablo. On jedyny chyba zachował zdrowy rozsądek. Jedyny, naprawdę.
- Dzieciaki - uśmiechną się, kładąc swoją teczkę na schodach sceny, na których siedział. - Postanowiliśmy zorganizować show. Mam już listę utworów, które wykonacie. Jesteście ciekawi? - zapytał, na co momentalnie otrzymał odpowiedź, oczywiście twierdzącą. - Okey. Więc tak... Na wstępie wszyscy wykonacie Ser Mejor. Potem Ludmiła ze swoją You Can Call Me*, a po niej Francesca z UniversoTo koniec solówek. Będą trzy duety - Francesca i Federico w Podemos oraz Ludmiła z Leonm w Entre Tu Y Yo i Diego z Violettą, Ser Quien Soy. Jeszcze Violetta z Camilą i Naty zaśpiewają Junto a Ti. Na koniec zostawiłem Estro No Puedo Terminar. Macie jakieś uwagi?
- Właściwie.. to ja mam jedną - odezwałam się niepewnie. - Czemu mam śpiewać z Federico? Nie da się z kimś innym?
- Fran, oboje jesteście z Włoch. Wasze głosy świetnie do siebie pasują. Kto jak kto, ale ty chyba potrafisz zachować się jak profesjonalistka - zakończył. - Dobrze, to byłoby na tyle. Zacznijcie ćwiczyć, bo macie zaledwie trzy tygodnie, hm? Powodzenia - mówiąc to, wyszedł.
Każdy oddalił się w tylko sobie znanym kierunku. Ja też musiałam wyjść. Musiałam przemyśleć to wszystko. Przecież to koszmar. Ludmiła pewnie teraz czuje się okropnie.
- Hej, Fran - ktoś złapał mnie za ramie. Odwróciłam się gwałtownie, a moim oczom ukazał się były chłopak mojej przyjaciółki.
- Cześć Federico - uniosłam kąciki ust. Nie wiem czemu, ale unikałam jego wzroku.
- Czemu nie chcesz ze mną śpiewać? - zapytał bez zbędnych ogródek.
- Bo... to nie tak, że mam coś do ciebie, nie, nic z tych rzeczy. Przeciwnie, bardzo cię lubię, ale... no bo Lud... - jąkałam się, próbując wytłumaczyć co chodzi mi po głowie.
- Nie przejmuj się nią, serio. Przecież to tylko piosenka.
Tak, ale ta 'tylko piosenka' jest o miłości, no! Czemu on tego nie rozumie? Czemu?! Już otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mi krzyk dochodzący z bocznego korytarza.
- Au, Violka, to boli! Puść mnie! - krzyczała moja przyjaciółka.
Pobiegłam w stronę, skąd dochodził jej głos. Violetta ciągnęła ją za włosy i syczała coś w jej kierunku. Nie byłam w stanie dosłyszeć tego, co mówiła. Chciałam pomóc dziewczynie, ale nie mogłam się ruszyć. Czułam się jak sparaliżowana. Jakby ktoś przykleił mi stopy do podłogi.
- Zostaw ją - warknął Feder, który najwidoczniej podążył za mną.
- O, proszę, obrońca zwierząt się znalazł - prychnęła szatynka, wcale nie poluźniając uścisku. - Doskonale wiesz co ta wiedźma kiedyś zrobiła. A teraz jeszcze chce mi ukraść chłopaka. Będziesz jej bronił?!
- Idź już, Violu - powtórzył.
Ona zrobiła tylko jakąś bardzo dziwną minę i odeszła, wysoko unosząc głowę. Nie rozumiałam z tego zupełnie nic. Miałam w głowie totalny mętlik. Vilu nazwała Ludmiłę wiedźmą i oskarżyła o zrobienie czegoś, jak mniemam, złego. W dodatku Włoch wie o co chodzi. Zdziwiło mnie też to, że stanął w jej obronie.
To wszystko jest potwornie zagmatwane. Poczułam wtedy, że muszę jak najprędzej porozmawiać z Lud i wyjaśnić z nią parę kwestii.
- Fran, spotkajmy się jutro na próbie, dobrze? Teraz muszę coś załatwić - mrugnął do mnie Fede, odchodząc.
Skinęłam głową i podeszłam do poszkodowanej. Zamrugałam kilka razy, ciągle byłam w niemałym szoku.
- Psychopatka - zaczęła, otrzepując spodnie. Jak gdyby czytała mi w myślach.
- T-tak - wydukałam. - A co miała na myśli nazywając cię wiedźmą?
Wzruszyła tylko ramionami. Temat tabu, jak widzę. Ale to nic, i tak wyciągnę z niej informacje. A jak nie z niej, to z kogoś innego. Chcę pomóc blondynce, ale nigdy mi się to nie uda, jeśli będzie ukrywać przede mną prawdę.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Pogadamy potem - odezwała się i odeszła nie czekając nawet na odpowiedź.
Nie mogłam odpuścić. Musiałam pójść za nią.
Udawała się w kierunku wyjścia. Cichutko skradałam się za nią. Gdy byłam pewna, że znajduje się już na tyle daleko, że mnie nie zobaczy, a ja ją tak, szybko wyszłam z budynku.
Nagle oślepiły mnie flesze aparatów i kamer. Zasłoniłam oczy ręką i starałam się iść naprzód. Co chwile ktoś podsuwał mi pod nos mikrofon i zadawał jakieś pytanie, którego w tym szumie i tak nie byłam w stanie dosłyszeć. Lu już pewnie byłą na tyle daleko, że i tak nie dałabym rady jej dogonić. Cholerni paparazzi.
- O! Frania, szukałem cię! - usłyszałem nagle głos 'mojego chłopaka'.
- Super. Ale wiesz, spiszę się trochę - burknęłam, nadal próbując przepchać się przez tłum.
- Ale...oni tu stoją. Czekaliśmy na ciebie - szepnął.
- Czyli to twoja sprawka?! - nie dowierzałam.
Jak można być tak pustym i zadufanym w sobie egoistą?! Cholerny Diego.
- Odpowiedzmy na kilka pytań - nalegał, ignorując moje pytanie.
- Na jedno z chęcią odpowiem - pokiwałam głową. Wyrwałam komuś mikrofon. Puknęłam w niego palcem, by sprawdzić, czy działa. I potwierdzam, działał. - Ktoś zapytał mnie - zabrałam głos. - Czy nadal ja i Diegito jesteśmy parą. Otóż... NIE. Rozstaliśmy się. A teraz proszę mnie przepuścić, chcę przejść.
Koniec kłamstw. Mam go już po dziurki w nosie. Nienawidzę tego człowieka, nienawidzę, nienawidzę. Tak bardzo cieszyłam się, że udało mi się dobrze rozegrać to wszystko. Nie pomyślałam tylko, jaką burzę wywołam moim oświadczeniem.

*Piosenka z poprzedniego rozdziału, którą napisałam JA, a przetłumaczyłam z pomocą google tłumacza i LilDevil ♥ Thank you very much.
~
O jeny. Beznadziejny jest ten rozdział.
Nie podoba mi się.
Ble, ble, fuu.
Koniec Diecescy na blogu o Diecesce - prawie jej nie ma xD Upsss... Ale jeszcze kiedyśtam będzie :)
A Wam jak się (nie)podoba?
Kocham Was <3

niedziela, 18 stycznia 2015

3. "Jaka belka?"




Okazało się, że nie byłam jedyną osobą, która już dziś zaliczała piosenkę u Angie. Lu też śpiewała. Ze łzami w oczach spoglądała na Federico. Wiedziałam że śpiewa o tym, co do niego czuje i jak bardzo cierpi. Zrobiło mi się przykro kiedy słuchałam tego, co ma w sercu. Na pozór jest świetną, roześmianą dziewczyną. W ogóle nie daje po sobie poznać tego, że w środku aż rozrywa ją z bólu.
Usiadła na krześle, wzięła gitarę i tak po prostu zaczęła śpiewać.

You can call me a thousand truths. I Know That none of them is sincere.
It was so good to us. Do you remember? One false move, and our little world fell apart.
I want to scream. I want to call your name. Come back!
It hurts when I look into your eyes and see, that you do not love me anymore.
I want tomorrow Happened yesterday. I want you again, I whispered "I love you".
Wither without you. Save me. Stay with me here. Give me a hug and kiss.
Let them come back Those old days.
Please...Please...

Wstała, podeszła do Federico. Błądziła wzrokiem po jego nieobecnej twarzy. Pokiwała głową z niedowierzaniem i wybiegła wybuchając płaczem. 
- Aj, biedna Ludmiłka - Violka zamrugała ślepiami. 
- Weź się zamknij - warknęłam, wychodząc za Lu. 
Znalazłam blondynkę w toalecie. Opierała się o kran. Papierowym ręcznikiem ocierała twarz. Stanęłam obok. Zabrałam od niej już do niczego nie nadającą się ścierkę i wyrzuciłam do kosza. Obróciłam dziewczynę w moją stronę. 
- Jesteś silna. Dasz sobie radę. Federico to dupek - mówiłam do niej. - Jeśli nie widzi jaka jesteś wspaniała, to już jego strata. Zasługujesz na kogoś innego, Ludka. Kogoś, kto cię doceni. No przytul się - rozłożyłam ramiona, w które wpadała bez zastanowienia. 
- Ale ty nie rozumiesz, Francesca? Ja go kocham. Kiedyś był taki wspaniały. Zabierał mnie na romantyczne spacery, przytulaliśmy się przy zachodach słońca, całował mnie tak delikatnie. Mówił, że jestem jego największym skarbem. A ja tak się czułam, jak księżniczka. Potem coś się zmieniło. Nie mam pojęcia co i czemu - znów zaczęła płakać. - Nie potrafię przestać o nim myśleć. 
Nie wiedziałam co powiedzieć. W jednej chwili naprawdę pomyślałam o Fede jak o najgorszym, skończonym kretynie, gorszym nawet od Diego. Nigdy nie przeżyłam nic podobnego. Owszem, miałam kilku chłopaków, ale  między nami nie było nic więcej niż zauroczenie. Po tym co mówi blondynka, mogłabym wywnioskować, że darzyli się prawdziwą miłością. 
 Gładziłam przyjaciółkę po plecach i nagle poczułam lekką wypukłość na biodrze dziewczyny. Odsunęłam się od niej. Delikatnie uniosłam bluzkę, którą miała na sobie. Zamarłam. 
Spuściła głowę. Odkryłam też jej brzuch. 
- Ty się cięłaś - szepnęłam. Przed moimi oczami było mnóstwo strupów, ran. Jednych głębszych i dłuższych, drugich delikatnych. Stare i świeże. - Jak długo to trwa? - zapytałam przerażona. 
- Tak długo, jak nam się nie układa. Jakieś dwa miesiące. 
- Ludmiła, tak nie może być. Przestań. Nie warto, rozumiesz? Nie warto. Proszę, obiecaj mi, że o nim zapomnisz i już nigdy więcej sobie tego nie zrobisz - prosiłam. Zależało mi na niej sama nie wiem czemu. Bardzo polubiłam tą dziewczynę. Jest w niej coś co sprawia, że nie da się jej nie lubić. A bynajmniej  ja to tak odczuwam. 
- Nie mogę ci obiecać czegoś, czego nie będę w stanie zrobić. To jest już nałóg. Poza tym, kiedy to robię... wtedy serce mnie mniej boli. 
- Nie wiem co mam zrobić, Luśka, żeby cię przekonać. Proszę cię...
- Dobrze Francesca, nie mówmy o tym. Idź na lekcję, bo zdaje mi się, że chciałaś zaliczyć - odwróciła kota ogonem. 
- Nie ma mowy, bez ciebie nigdzie nie idę. Jeszcze sobie coś zrobisz - spojrzałam na nią z wyrzutem. 
- Ja się stąd nie ruszam. Nie chcę go widzieć... 
- Masz zamiar ukrywać się przez cały dzień? To bez sensu - pociągnęłam ją za rękę i wypchałam na korytarz, a następnie do sali. 
- Przepraszamy - odezwałam się, kiedy obie zajęłyśmy już swoje miejsca. 
Angie popatrzyła na nas ze zrozumieniem. Tłumaczyła coś o nutach. Wcale nie musiałam jej słuchać i nie robiłam tego. Starałam się uporządkować myśli jak porozrzucane puzzle. 
Federico wydał mi się ostatnio bardzo miły i pomocny. Uroczy i kochany... nie, nie, nie. Wróć. Skrzywdził moją przyjaciółkę.
- Francesca - głos Angeles przywrócił mnie na ziemie. - Zaprezentujesz nam swój utwór?
Bez słowa wstałam i zatrzymałam się przy keyboardzie. Wykonałam moją piosenkę, która powinna pojawić się na nowej płycie, bo jest świetna. Wyszła mi, muszę to przyznać. Nazwałam ją "Universo".
Tak właśnie skończyły się zajęcia. Po wyjściu z sali spojrzałam na swój grafik. Miałam jakieś pół godziny przerwy.
Może uda mi się coś zrobić z nieszczęsną Lu. Niestety znam tylko jedną osobę, która może mi pomóc. Tylko, że jest ona na tyle arogancka, kamska i prostacka, że pewnie odmówi.
- Diego! - zawołałam go, wiedząc, że stoi przy swojej szafce.
Podbiegłam do chłopaka. Miałam nadzieję, że chociaż tym razem zachowa minimum powagi i nie będzie zachowywać się jak klaun.
- Czego belka? - zapytał.
- Że co? Jaka belka? - uniosłam wzrok, zdziwiona. - A zresztą, nie ważne. Diego, nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale... potrzebuję twojej pomocy.
- Belka. Takie zdrobnienie od bella. Czego Frania sobie życzy? - ukłonił się. Co za pajac. Wie doskonale, że nienawidzę jak tak na mnie mówią.
- Ludmiłę kojarzysz? Musisz jej znaleźć chłopaka - wydusiłam.
- A to niby po co?
- Bo Federico i ona rozstali się i...
- Nie mam zamiaru bawić się w swatkę i działać z tobą - syknął. - Rób co chcesz, ale na mnie nie licz.
- Dobra. Super. Poradzę sobie sama - odwróciłam się na pięcie i wściekła odeszłam
Jak ja go nie znoszę. Nie potrafi się zachować normalnie, nawet, gdy sytuacja tego wymaga. Pieprzony egoista.
~
I tak oto prezentuje nam się trójeczka.
Przepraszam, że tyle o Lu, ale musiałam. W dalszych rozdziałach zrozumiecie czemu.
Jak Wam się podobało? c:
Besos bellas <3


sobota, 10 stycznia 2015

2. "Jechaliśmy w ciszy"




Obudził mnie budzik. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to biały sufit.
Leżałam przez chwilę i tępo się w niego wpatrywałam. Niechętnie wstałam. Ubrałam się we wcześniej przygotowany strój  i rozczesałam włosy.
Zeszłam do kuchni, zrobiłam sobie kanapkę, którą schowałam do torebki. Wyszłam zamykając za sobą drzwi. Niebo było całkiem szare, jakby zbierało się na deszcz, ale zignorowałam to.
Szłam chodnikiem, wpatrzona w ekran swojej komórki, gdy nagle lunęło. Super, po prostu świetnie. Podbiegłam po dach jakiegoś budynku. Nie zdążyłam jeszcze zmoknąć, na szczęście. Byłam w połowie drogi, więc nie było różnicy w którą stronę bym poszła. Chciała przeczekać burzę. Miałam jeszcze trochę czasu, więc była jakaś szansa, że nie spóźnię się na zajęcia.
Mijały minuty, a zamiast przestać, deszcz padał jeszcze bardziej. Uderzyłam głową o ścianę.
Czerwone audi zatrzymało się przy drodze. Wyszedł z niego chłopak. Śliczny brunet. Podszedł do mnie.
- Chodź, Fran - uśmiechnął się.
- Co? Przecież cię nie znam! - zawołałam.
- Jak to nie? Nie mów, że wczoraj nawet nie zwróciłaś na mnie uwagi. Chodzę do Studia, tak jak ty. A teraz chodź. Przecież nie dam ci zmoknąć.
Może faktycznie gdzieś go już widziałam? Ach tak! Przecież to on rozmawiał z Lu. Pewnie są razem... A szkoda, bo jest naprawdę czarujący. Gdyby nie to że jest z moją przyjaciółką, o ile mogę ją tak nazwać po dniu znajomości, to pewnie... nie! Stop! O czym ja w ogóle myślę?!
Podążyłam za nim do samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera. Jechaliśmy w ciszy. Przyglądałam mu się uważnie. Był na serio niesamowicie przystojny. Miał takie duże oczy, w których mogłabym utonąć, gdyby sumienie mi na to pozwoliło. I jeszcze tak fajnie postawiona na żel grzywka.
- Coś się stało? - zapytał wreszcie. Pewnie zauważył, że się na niego gapię.
- N-nie nic - uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam głowę w stronę szyby.
Szkoda, że droga była tak krótka. Chętnie spędziłabym z nim więcej czasu.
Kiedy wychodziłam z samochodu już nie padało. Nawet chmury powoli znikały.
- Dziękuję em... - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie przedstawił się.
- Federico. I nie ma za co - posłał mi zabójczy uśmiech.
 Kiwnęłam tylko głową i udałam się w stronę szkoły. Na wejściu zobaczyłam Lud. Rozmawiała, albo raczej kłóciła się, z nieznaną mi dziewczyną. Usłyszałam kawałek ich rozmowy.
- Jesteś nikim, Ludmiła. Zginiesz za to, co mi zrobiłaś. Zobaczysz, pożałujesz - warczała brunetka.
- Nie boję się ciebie, Violka. Wiem co mogę i chcę. Daj mi święty spokój - Lu wywróciła oczami.
Violetta odeszła, zanim znalazłam się obok blondyny.
- Hej - pomachałam dłonią przed jej twarzą. - Czego chciała od ciebie ta laska?
- Violetka? - prychnęła. - Ta chora umysłowo osóbka? Nic. Ubzdurała sobie, że to przeze mnie jej chłopak, cudowny Leoś z nią zerwał - objaśniła z przekąsem.
- Ludzie to mają problemy - zaśmiałam się.
- Słońce, a co z Diegito? - zapytała, zmieniając temat?
- No... super - wypaliłam. Nienawidzę tego, że muszę kłamać na każdym kroku. To okropne. Chciałabym móc wykrzyczeć światu jak bardzo nienawidzę tego pacana. - A u twojego chłopaka?
Nagle posmutniała. Coś źle powiedziałam?
- Ej, Lusia, co jest?
- Psuje się między nami, Fran. To już nie to co kiedyś. Dawniej... ach, nie ważne, nie będę cię zamęczać moimi opowieściami. Poza tym, zaraz zajęcia z Angie - zanim zdążyłam coś powiedzieć, pociągnęła mnie w stronę jednej z sali.
Lekcja szybko mi minęła. Nauczycielka jest dosyć przyjemną osobą i umie przekazywać wiedzę. Na koniec jeszcze kazała napisać każdemu piosenkę. Dla mnie to nie problem. Zaliczę pewnie na następnych zajęciach.
Opuszczając salę natknęłam się na Diego. Stał idiota w przejściu i flirtował z kolejną dziewczyną. Szkoda mi ich. Nie tylko ze względu na minimalną wielkość rozumu chłopaka, ale też dlatego, że on potem nawet nie zadzwoni, mimo, że dadzą mu numery.
- Suń się - syknęłam.
- Co jest kicia? - uśmiechnął się sztucznie. - Nie dali mleczka?
- Dali aż tyle, że kotek zwymiotował - wyminęłam go.
Teraz jest ten plus, że nie muszę tak wiele czasu z nim spędzać.
~
Tak mnie jakoś natchnęło :D
Nawet mi się podoba. Lubię takie świeże historie xD
Oj nie wiem co mi jest. Nie ważne.
Zamknęłam sondę już jakiś czas temu. Takie małe info, miśki. Fedemila będzie parą drugoplanową, jako że w sondzie miała najwięcej głosów (+no wiecie... znacie mnie i moją miłość do nich xD). Kolejnymi parami będą Leonetta i Naxi. Pojawią się też inne parringi, ale o nich na razie nic nie mówię, ok?
A jak Wam się podobał rozdział 2.?
Besos, trzymajcie się ♥
P.s. Nie będzie mnie do przyszłej soboty, wybaczcie <3

niedziela, 4 stycznia 2015

1. "Ciekawe co tu robi"


Kiedy tylko przekroczyłam próg Studia On Beat, puściłam rękę Diego, którą do tej pory musiałam trzymać. Wytarłam ją o dżinsy i ruszyłam przed siebie, wcale na niego nie patrząc. Jednak złożę się, że zdezynfekował dłoń.
Złość rozsadzała mnie od środka. Tak szczerze nienawidzę tego gościa.
Na planie szkoły odnalazłam pokój nauczycielski i poszłam w jego kierunku. Zapukałam, a kiedy usłyszałam empatyczne "proszę" weszłam do środka. Kilka osób było w pomieszczeniu.
- Em... przepraszam? Jestem Francesca. Pewnie znają państwo moją historię - spuściłam głowę.
- Tak, tak, wszystko wiemy - odezwał się wysoki mężczyzna w kamizelce z lekkim zarostem. - Ale nie przejmuj się. Tu zaczniesz wszystko od nowa - położył dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się. - Zaraz zaczynamy lekcję, idź do głównej sali, dobrze?
Pokiwałam głową. Wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Aula znajdowała się praktycznie naprzeciw. Weszłam do niej. Zobaczyłam, że Diego stał już otoczony grupką uczniów. Wymownie przewróciłam oczami. Gwiazdeczka się znalazła. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać. Momentalnie, zebrały się koło mnie nowe osoby.
- Patrzcie, to Francesca - szepnął ktoś.
- Ciekawe co tu robi - odezwał się inny.
- Podobno są tu przejazdem - kolejna osoba zabrała głos.
Ach, gdyby oni wiedzieli jak jest naprawdę...
Obróciłam się w stronę tłumu. Posłałam zwycięskie spojrzenie mojemu "chłopakowi". Na samą myśl, że muszę darzyć go takim mianem, robi mi się niedobrze.
Wściekły, usiadł na scenie, dumnie unosząc głowę. Uniosłam kąciki ust chytrze. Nawet nie wie jakiego durnia z siebie robi.
Do sali wszedł nauczyciel, z którym przedtem rozmawiałam. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Czuję, że go lubię. Odchrząknął, a momentalnie wszyscy w sali zamilkli. To chyba ktoś ważny. Może dyrektor?
- Dzieciaki - zwrócił się do ludu - dziś chciałbym wam kogoś przedstawić. Od teraz do naszego Studia będą chodzić Francesca i Diego. Pewnie ich znacie.
Popchnięta przez kogoś wystąpiłam na środek. Uczniowie patrzyli na mnie jak zaczarowani. Nie wiedziałam czy mam się odezwać, czy raczej nie wypada. Cała sytuacja bardzo mnie onieśmieliła.
Po chwili pomieszczenie wypełnił głos Diego. Zaczął śpiewać bez niczyjego pozwolenia!
Mrugnął zalotnie do jakiejś dziewczyny, a ona zarumieniła się. Chłopak stojący obok coś do niej powiedział, na co szatynka zrobiła smutną minę, maślane oczka i zostało jej wybaczone.
Przyglądałam się, poirytowana zachowaniem tego cynika. Znudzona - widziałam podobne scenki sto razy - wyszłam.
Na korytarzu stał fotel. Usiadłam na nim. Odchyliłam głowę do tyłu, przeczesałam włosy ręką.
Przez idiotyzm Hiszpana marnuję czas w tej szkole, podczas gdy powinnam nagrywać nowa płytę!
- Hej, przepraszam? - ktoś dotknął delikatnie mojego ramienia.
- Tak? - otworzyłam oczy, do tej pory zamknięte, i zobaczyłam tą samą nastolatkę, którą jeszcze przed chwilą obserwowałam.
- Ja...em... Ja jestem Ludmiła - przedstawiła się. Była zdenerwowana. - Przepraszam za tą sytuację z pani chłopakiem - spuściła wzrok.
Zaśmiałam się szczerze.
- Daj spokój - machnęłam ręką. - On już tak ma. A poza tym, nie jestem żadna "pani" tylko Fran. Jesteśmy przecież w podobnym wieku.
Jej zachowanie, muszę przyznać, zaimponowało mi. Jeszcze nigdy nikt nie przeprosił mnie za to, co zrobił Diego.
Objęłam wzrokiem drobną postać. Wyglądała całkiem nieźle. Długie blond włosy, zakręcone no końcach opadały lekko na ramiona. Była ubrana w czarne rurki i białą bluzkę z długimi, koronkowymi rękawami, na nogach ciemne baletki. Miała zrobiony efektowny makijaż.
Na pierwszy rzut oka miła i wesoła osóbka, trochę podobna do mnie.
- Wrócisz ze mną na lekcję? - zapytała, wyciągając rękę w moją stronę.
- Jasne, Lu - wstałam za jej pomocą.
Wydaje mi się, że mogłybyśmy się zakumplować. Jest zabawna i miła. Ktoś, kto mógłby mnie wspierać, byłby świetny. A ona się nadaje. Zobaczymy, kogo jeszcze uda mi się dzisiaj spotkać.

~
No i na razie tyle.
Przyznam się, że rozdział jest całkiem spoko.
Wydaje mi się, że na razie będą takie krótsze publikacje, bo nie mogę zacząć długimi, żeby się nie "wypalić". Wiecie o co chodzi, c'nie? :)
No i jak wrażenia?
Wolicie czytać o tej parze czy bardziej podoba się Wam, gdy piszę o Fedemilci?
Kocham Was ♥