Diecesca
wtorek, 4 sierpnia 2015
15- "...nie masz tu nic do gadania."
To zabawne, jak szybko to co piękne znika. Szczęście tak trudno jest uchwycić w dłonie. Dlaczego to właśnie mi wszystko musi się rozpadać? Powinna sama móc decydować o swoim życiu. O tym, co chcę robić, gdzie iść, którą drogą podążać.
Nie obchodzi mnie, że Natalia już wszystko potwierdziła. Namieszała, wiec niech teraz odkręci.
Zmierzałam do jej biura, muszę jakoś dać jej do zrozumienia, że nigdzie nie jadę.
Włączyłam playlistę i słuchając piosenek wolno szłam przed siebie. Na miejscu zaczęłam trochę się denerwować. Zniknęła ponad połowa mojej pewności siebie. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam, po czym weszłam do środka.
- Natalia, powinnyśmy porozmawiać o mojej trasie - odezwałam się od razu. Wiedziałam, że gdybym nie zaczęła tego tematu na wejściu, potem stchórzyłabym.
- Jasne, siadaj - Uśmiechnęła się ciepło i wskazała na czarny fotel przy jej biurku. - O co chodzi?
- Trasa się nie odbędzie - powiedziałam stanowczo, patrząc jej w oczy.
Hiszpanka wzięła wdech i przymknęła powieki.
- Chyba czegoś nie rozumiesz, Francesca. Za późno na odwołanie turnee. Zresztą ty nie masz tu nic do gadania. Tutaj mam wydruk z miejscami koncertów. Już za miesiąc dasz trzy koncerty w Rzymie,po jednym w Padwie, Weronie i na Sycylii. Następnie po dwa w Barcelonie i Madrycie. Dalej... Cztery w Paryżu i po jednym w Warszawie, Krakowie oraz Gdańsku. Po show w Polsce przenosimy się do Niemiec, na dwa koncerty w Berlinie, jeden w Monachium i potem wrócisz do BA na ostatni występ. To zajmie w sumie jakieś pół roku.
- Nie, Natalia - Wstałam gwałtownie. - Nie wiem co zrobisz, ale masz to odkręcić. Nigdzie nie jadę.
- Francesca, podpisałaś kontrakt. Koniec i kropka, a teraz do widzenia, mam dużo spraw na głowie. Menadżer Hernandeza nie daje mi spokoju.
- Ta, jasne, cześć - warknęłam, po czym wyszłam, trzaskając drzwiami.
I tak okazuje się, że jednak mają prawo kierować moim życiem. Super. Łzy zaczęły cieknąć mi po twarzy. Czułam się... po prostu bezradna. Cholernie dziwne uczucie, które zna chyba każdy. Kiedy chcesz coś zrobić, a wiesz, że nie masz takiej możliwości.
Mimowolnie wykręciłam numer Diego. niech chociaż on mi pomoże.
- Co jest, kochanie? - usłyszałam po drugiej stronie połączenia, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się lekki uśmiech.
- Diego, chcę się spotkać. Muszę ci coś pilnie powiedzieć - powiedziałam cicho, łamiącym się głosem.
- Będę u ciebie za pięć minut.
- Nie. Ludmiła jest w domu, spotkajmy się u ciebie. - Pociągnęłam nosem.
- Dobrze.
Rozłączyłam się i wcisnęłam komórkę do kieszeni białych dżinsów. Nie musiało minąć dużo czasu, bym znalazła się pod mieszkaniem Diego. Zadzwoniłam dzwonkiem i tylko czekałam, aż mi otworzy. Gdy już to zrobił, wpadłam mu w ramiona.
- Co się dzieje? - zapytał troskliwie.
- Wyjeżdżam. Natalia postanowiła zorganizować mi trasę i...- Zamilkłam. Uniosłam wzrok na Hiszpana. Wyglądał na zmartwionego i przybitego. - Nie mów nikomu - szepnęłam wreszcie. - Proszę. Chcę sama im to przekazać.
Skinął głową i uśmiechnął się do mnie smutno.
Dlaczego ja zawsze mam takiego cholernego pecha?
~
Elo, hello :)
Wracam do Was po tak długiej przerwie z tak beznadziejnym rozdziałem.
Jeśli tu ktoś jeszcze jest. możecie napisać co myślicie.
Czekam na hejty, hah.
Buziaki.
piątek, 15 maja 2015
Przepraszam bardzo bardzo bardzo.
Już mówię o co chodzi.
Zawieszam bloga.
Tak, dokładnie.
Nie chcę tego, ale mam teraz mase rzeczy na głowie.
Do końca maja mam pierdylion sprawdzianów i zaliczeń, bo cały czerwiec będę poza krajem, bez internetu.
Blog ruszy na początek lipca.
Nie zostawie go, obiecuję.
Bardzo Was kocham i przepraszam :<<<<
sobota, 25 kwietnia 2015
14 - "..to moja bluzka?"
- Diego, musimy porozmawiać - powtórzyłam.
- Jasne - uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę wyjścia z sali.
Wyszliśmy na pusty korytarz. Rozejrzałam się wkoło. Byliśmy sami, a wszyscy uczniowie zebrali się w głównej auli. Wzięłam głęboki wdech.
- Bo ja, bo, no bo wiesz, między nami ostatnio dużo się działo i ten... bo, bo, bo ja no...
Plątałam się w tym, co mówiłam. Niezwykle trudno było wypowiedzieć dwa proste słowa. 'Kocham' i 'cię'.
Chłopak ujął moją twarz w dłonie i pocałował namiętnie. Rozchylił językiem moje wargi i wdarł się do ich wnętrza. Zacisnęłam pięści na jego bluzce i postąpiłam tak samo.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, przytuliłam się do niego.
- Kocham cię, Fran - szepnął mi do ucha.
- A ja ciebie - wtuliłam się w Hiszpana jeszcze bardziej.
Miałam wrażenie, że teraz wszystko potoczy się dobrze. Mając u boku takiego rycerza, mogłabym wszystko.
*kilka tygodni potem*
Zrezygnowana usiadłam na łóżku Ludmiły. Łzy nie przestawały spływać po moich policzkach.
- Cholera, idiotko, to wszystko przez ciebie - powiedziałam do blondynki, ciągle leżącej bezwładnie na szpitalnym łóżku. Złapałam ją za rękę. - I co? Mam się z tobą pożegnać? Już nigdy więcej cię nie zobaczę, nie porozmawiam z tobą? Nie powiem ci, jak bardzo irytująca jesteś, a ty już nigdy nie rzucisz we mnie obiadem, mówiąc, że jestem głupia? To już chyba koniec... - spuściłam głowę. - Nawet nie masz pojęcia jak wiele chciałabym ci powiedzieć - ukryłam twarz w dłoniach. - Przepraszam cię, Ludmi, to jak zwykle ja wszystko popsułam...
- Em, przepraszam - Federico nagle pojawił się w drzwiach. - Mogę?
- Tak, jasne, i tak miałam wyjść - wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia.
Gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Opadłam na krzesło stojące przy drzwiach.
- Federico, przepraszam, nie mogę wyjść - zagryzłam wargi tak mocno, że zaczęły krwawić. - Nie obrazisz się, jeśli będę tu siedzieć?
- To i tak już nie ma znaczenia - westchnął Włoch.
Odwróciłam wzrok. Widać było po nim, że przepłakał całą noc. Zresztą, ze mną nie było inaczej.
Tego wieczora mieli odpiąć Ferro od tej całej maszynerii, mieli zakończyć jej życie. Nikt z nas nawet nie próbował ich powstrzymywać. Wszyscy wiedzieli, że dla niej już nie ma nadziei.
Od rana w tej sali, w której leżała, przewijali się ludzie. Przyjaciele, znajomi, ale nie jej matka, nie jedyna rodzina jaką miała. Trzeba być okropną osobą, żeby nawet nie spojrzeć na córkę, przed jej śmiercią. Priscilla doskonale o wszystkim wiedziała, bo wczoraj osobiście ją o tym poinformowałam.
- Tak się uparłaś, żeby umierać - Feder przykucnął przy łóżku Ludki i delikatnie pocałował jej rękę. - Wiem, że zawsze musiałaś postawić na swoim, ale w tym wypadku mogłabyś odpuścić, kochanie. Nie będę dużo mówił, nie mam już na to siły. Kocham cię i zawsze będę - pochylił się nad nią i delikatnie musną jej różowe usteczka.
Uśmiechnęłam się lekko. Może ona faktycznie tego chciała, może...
Popatrzyłam na nią i na Federa, który siedział przy niej, a łzy płynęły spod jego powiek.
Róże, które przynosił co rano, były oklapłe i pozbawione życia. Całkiem jak Lu.
- J-ja - usłyszałam nagle delikatny, cichy i zachrypły głos. - Też cię kocham.
Skoczyłam na równe nogi. Podbiegłam do przyjaciółki. Miała otwarte oczy i patrzyła nimi na swojego księcia.
- Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz! - zawołałam, przytulając ją.
- Fran, to moja bluzka? - uniosła brwi w pytającym geście.
- Eeeeeee, noo, może - zaśmiałam się. - Jesteś idiotką, bardzo głupią, głupią idiotką i nienawidzę cię. A teraz idę po lekarza, głupku.
Wyszłam z pomieszczenia. Miałam ochotę skakać z radości. Obudziła się, ona się obudziła, Boże obudziła się.
Podbiegłam do Diego, stojącego przy recepcji i uściskałam go tak mocno, jak tylko umiałam.
- Jezu, Frania, udusisz mnie. Co się stało? - zapytał.
- Ludmiła się obudziła! - krzyknęłam. - Ty to w ogóle rozumiesz?
- Przepraszam, mówi panienka o Ludmile Ferro? - podszedł do mnie jakiś lekarz, a ja tylko skinęłam głową.
On odszedł szybko, podejrzewam, że do Lud.
- Diego, cuda się zdarzają - uśmiechnęłam się.
- Wiem - pocałował mnie.
W tym właśnie momencie zadzwonił mój telefon. Teatralnie przewróciłam oczami, odbierając go.
- Halo?
- Hej Francesca, tu Natalia - odezwała się moja menadżerka. - Mam dla ciebie super wiadomość. W przyszłym tygodniu jedziesz w nową trasę. Mam nadzieję, że się cieszysz. Buziaki.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia, przerażenia. Na początku wcale to do mnie nie trafiało. Gdy jednak już zrozumiałam o co się rozchodzi, prawie się rozpłakałam.
Kiedy wszystko zaczęło się układać, mam wyjechać. Super! Wręcz cudownie.
Bez słowa wyszłam ze szpitala i szybkim marszem skierowałam się w stronę parku. Potrzebowałam samotności, spokoju, chwili by pomyśleć.
Tydzień, to tylko tydzień...
Dopiero co Lud wróciła do żywych, niedawno zaczęłam układać związek z Diegito, może życie staje się piękne i już, nagle, czarna dziura.
- Nie - tupnęłam nogą ze złości.
- Spokojnie - ktoś objął mnie od tyłu. - Co jest?
- Nic - wyrwałam się. - Diego, chcę pobyć sama, wybacz, nie bierz tego do siebie...
- Nie no, luz - posłał mi uśmiech i odszedł.
Przysiadłam na jednej z białych ławek. Dzięki ci Naty, jesteś bardzo wspaniałomyślna!
~
Cześć Wam!
Najpierw przepraszam, że rozdział tak późno :<
Ogólnie, na razie rozdziały będą co 2 tygodnie :< Wybaczcie.
A jak Wam się (nie)podoba? Moim skromnym zdaniem nie jest zbyt dobry :/
No nic, opinię pozostawiam Wam :*
Koffam i do następnego!
niedziela, 5 kwietnia 2015
13. - "...ona nie może umrzeć..."
Sprawa Ludmiły ciągle nie daje mi spokoju. Chciałabym odwiedzić ją w szpitalu, ale nie mogę, bo jej lekarz będzie pytał mnie o krew...
Siedziałam właśnie w jednej sali w Studiu, gdy wszedł do niej Diego. Popatrzyłam na niego smutno. Wiedziałam, że nie będzie mnie o nic pytał.
Podszedł i przytulił mnie. Chciało mi się płakać, jednak powstrzymałam się przed tym.
- Diego dość - odsunęłam się od Hiszpana. - Jeszcze ktoś sobie pomyśli, że coś nas łączy. Ja.. ja muszę już iść - założyłam włosy za ucho. - Do zobaczenia.
Wzięłam swoją torebkę z krzesła, założyłam skórzaną kurtkę, która do tej pory wisiała na wieszaku i ruszyłam w stronę domu Federico. Potrzebowałam mieć kogo blisko, a on, jako mój chłopak powinien mnie wspierać, mimo, że nie zna powodu mojego smutku.
Delikatnie nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż drzwi się otworzą. Już po chwili stanął w nich Feder. Miał na sobie fartuch, co wyglądało przezabawnie i mimowolnie, uśmiechnęłam się.
Objęłam go, pocałowałam w policzek, po czym weszłam do środka.
- Chcesz ze mną zrobić pizze? - zapytał rozweselony. - Moi rodzice znów pojechali do Włoch i wrócą dopiero za dwa miesiące.
- Często tak znikają? - ściągnęłam buty i skierowałam się w stronę kuchni.
- Bardzo - westchnął. - Ale zdążyłem się przyzwyczaić.
Włoch podał mi fartuszek. Ubrałam go, a potem zaczęliśmy robić jedzenia. Pokazał mi, jak wyrobić ciasto i jak je dobrze uformować, a kiedy już nasze dzieło trafiło do piekarnika nie obyło się bez małej bitwy na mąkę, czym bardzo poprawił mi humor.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Chłopak objął mnie ramieniem, odgarnął mi włosy z twarzy, pochylił się troszkę.
- Wiesz, że jesteśmy całkiem sami - zaczął szeptać wprost do mojego ucha. - I możemy robić wszystko, co tylko nam się spodoba... - zaczął dotykać mojej talii.
Odsunęłam się od niego. Czułam do siebie odrazę i wstręt. Ze łzami w oczach zamachałam głową.
- Fede, ja nie mogę - załkałam.
W tamtym momencie wszystkie moje uczucia stały się dla mnie jasne. Zdałam sobie sprawę, tak nagle, że On nie jest tym, kogo tak naprawdę kocham. Zauroczył mnie. Dałam się złapać to słodkie słówka i jego wewnętrzny wdzięk. Jest naprawdę świetnym chłopakiem, ale ja nie niego nie zasługuję. Federico już ma swoją księżniczkę. Śpiącą królewnę...szkoda tylko, że nie da się obudzić jej pocałunkiem.
- My nie możemy być razem - powiedziałam przez łzy. - Ja nie... Ty powinieneś być z kimś kto będzie w stanie pokochać cię całym sercem. Ja niestety się nie nadaje. Ktoś teraz bardzo mocno cię potrzebuje i na mnie też ktoś czeka...
- O czym ty mówisz, Francesca? - złapał moje dłonie.
- Ludmiła by mnie zabiła, ale nie możesz żyć w niewiedzy... - jęknęłam żałośnie. - Lu jest w szpitalu. Podcięła sobie żyły. Już nie wytrzymała tego wszystkiego.
- CO?- tworzył szeroko oczy. Widziałam, że się zeszkliły. - Dlaczego?
- Przestała wierzyć w ludzi. Ona kochała cię ponad wszystko inne, matka się nad nią znęcała, Violetta nie dawała jej spokoju, ja byłam z tobą, Leon z nią zerwał, a w dodatku zobaczyła jak Diego mnie pocałował i to wszystko tak bardzo ją raniło...I musisz jeszcze coś wiedzieć. Ona chciała urodzić to dziecko. Priscilla zawlokła ją siłą do tego lekarza i... Wiem, że to może wydawać się abstrakcyjne, ale proszę uwierz mi. Ty jesteś jej całym światem. Kochasz ją, przyznaj, że nie umiesz bez niej żyć.
- Masz rację - spuścił głowę. - Ona...muszę ją odzyskać, ona nie może umrzeć, Fran - płakał. - Przepraszam, że tak cię wykorzystałem. Próbowałem o niej zapomnieć, ale jak widzisz, nie umiem. Kocham ją, tak cholernie mocno kocham. Możemy pojechać do szpitala?
Bez słowa wstałam.
Delikatnie uchyliłam drzwi do sali Ludmi. Nikogo nie było w środku. Wraz z Federico weszliśmy do pomieszczenia. Usiadł na łóżku, złapał jej dłoń.
- Mógłbym zostać chwilę sam? - zapytał, patrząc na mnie czerwonymi, zapuchniętymi od płaczu oczami.
Skinęłam głową, wyszłam poszukać lekarza i poinformować go, że jutro ogłaszam w Studiu, że Lud potrzebuje pomocy.
Nie wiem już co jest gorsze. Myśl, że nikt nie będzie chciał oddać krwi, czy to, że kiedy się obudzi, to ja będę martwa...
Bo się obudzi. Wierzę w to. Teraz, gdy już wszystko zaczyna się układać, nie może od nas odejść.
Gdy tylko zamieniłam kilka słów z, jakże zabieganym doktorem, wróciłam pod odpowiedni numer pokoju.
Byłam wścibska, ale podsłuchałam, co mówił Włoch.
- Nie możesz mnie teraz zostawić. Nie teraz, gdy już tak wiele przeżyliśmy. Tęskniłem. Każdego dnia i każdej nocy o tobie myślałem. Mimo, że tak bardzo mnie zraniłaś, nie umiałem przestać darzyć cię miłością. Ludmiła, jeśli ty umrzesz, ja zrobię to samo.
- Ona nie zginie - powiedziałam stanowczo, otwierając drzwi. - Musimy już iść. Lekarz... a zresztą wszystko wyjaśnię ci po drodze - pociągnęłam go za rękę. - Wiem, że to słyszysz, Luśka. Trzymaj się, niedługo wrócimy - dodałam na odchodnym.
Następnego dnia, w Studiu, zebrałam wszystkich znanych mi ludzi przed zajęciami z Pablo, w głównej sali.
Wraz z Federem weszliśmy na scenę. Poprawiłam szarą, jedwabną sukienkę, po czym chwyciłam mikrofon. W głowie kotłowały mi się przeróżne myśli. Z jednej strony bałam się reakcji znajomych, a z drugiej, byłam szczęśliwa, że pomagam przyjaciółce.
- Hej wszystkim - zaczęłam, a tłum momentalnie ucichł. - Ja i Federico mamy do was ważną sprawę... otóż...nie bardzo wiem jak zacząć... Być może nie zauważyliście, że ostatnio nie ma nigdzie Ludmiły. Jest cichą, niepozorną osóbką, więc łatwo jest nie zwrócić na nią uwagi. Otóż widzicie, dziewczyna trafiła do szpitala. Miała bardzo wiele problemów i nie dała sobie z nimi rady. Ona... podcięła sobie żyły. Wiem, że wtedy kierowały nią emocje i wcale nie chce umierać, tym bardziej, że miłość jej życia właśnie ponownie zapukała do drzwi. W szpitalu potrzebują krwi dla niej. Błagam was, zróbcie to, nie dla mnie, jej najlepszej przyjaciółki, nawet nie dla Federico, który kocha ją najbardziej, zróbcie to dla niej. Niech ma możliwość znów pojawić się wśród nas. Możemy jej pokazać, że są ludzie, dla których coś znaczy. Już dzisiaj możecie oddać krew... proszę - zakończyłam.
Zeszłam z estrady. Zobaczyłam, że w międzyczasie pojawił się nasz dyrektor i, co bardzo mnie zdziwiło, moja menadżerka. Zignorowałam ich i poszłam do Diego.
- Musimy porozmawiać - stwierdziłam, zaciskając usta w wąski klinek.
~
Hejo!
Jak Wam się podobał rozdział?
Przyznam się, że mi on odpowiada ^^ Treść przed wszystkim, bo sposób, w jaki to napisałam mógłby być lepszy, ale cóż...
MAMY WIELKANOC!
Z tej okazji chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze.
Smacznego jajka, rodzinnej atmosfery przy stole, bogatego zająca i wszystkiego, czego sobie tylko zażyczycie.
Kocham Was bardzo.
Buziaki :* Wercia <3
sobota, 28 marca 2015
12 - "...potrzebna byłaby transfuzja"
Dzisiaj po szkole poszłam do szpitala, do Ludmiły. Akurat trafiłam na porę odwiedzin. Weszłam do sali, w której leżała.
Wyglądała przerażająco. Jej skóra była biała, dosłownie. Do ręki przyczepione miała kilka kabelków. Jej ciało było zupełnie bezwładne. Maszyna, do której ją podłączyli, wskazywała na to, że jej serce nie bije prawidłowo.
W oczach zakręciły mi się łzy. Nie chciałam jej stracić.
Wyszłam szybko, nie mogąc na nią patrzeć. Podeszłam do recepcji i zapytałam o lekarza, który został jej przydzielony. Oczywiście musiałam trochę skłamać, mówiąc, że jestem kuzynką Lud. Po otrzymaniu odpowiednich informacji, skierowałam się w stronę gabinetu doktora Luśki. Zapukałam kilka razy, a po chwili usłyszałam energiczne 'proszę'. Weszłam do pomieszczenia, w którym on przebywał.
- Przepraszam, czy mogłabym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia mojej kuzynki, Ludmiły Ferro? - zapytałam szybko.
Mężczyzna w podeszłym wieku spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nie mówiąc nic zajrzał w jej kartę.
- Panienka Ferro straciła bardzo dużo krwi. Jej stan jest krytyczny... potrzebna byłaby transfuzja. I to właściwie dobrze, że przyszła tu pani. Nie mogę nic zrobić bez najbliższego członka rodziny. Niestety matka Ludmiły nie odbiera telefonów. Czy mogę polegać na tobie? - popatrzył na mnie, a ja szybko pokiwałam głową. - Potrzebna jest akcja, która pomoże uzbierać odpowiednią ilość krwi. Mogę na ciebie liczyć?
Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
Musiałam przeanalizować wszystkie za i przeciw. Lu nie chciała żyć, nie chciała. Nie życzyła sobie też, by ktokolwiek wiedział o jej samobójstwie, do którego w sumie nie doszło i dobrze.
Wiem, że nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym mogła coś zrobić, by przywrócić jej zdrowie, a nie zrobiłabym tego.
- Tak, może pan. Zrobię wszystko, co mogę, by moja kochana kuzynka żyła - stwierdziłam po krótkiej chwili.
Wyszłam szybko. Byłam roztrzęsiona, zdenerwowana i smutna. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Cała ta negatywna energia rozsadzała mnie od środka. Miałam ochotę płakać, ale nie miałam czym. Wszystkie łzy zmarnowałam poprzedniej nocy, gdy blondynkę zabrała karetka.
Wiedziałam że to po części moja wina. Zdradziłam Federico...a jej naprawdę mocno na nim zależy, wiem to, mimo, że zaprzecza.
Starłam z policzków kilka łez, wypływający spod moich powiek. Pociągnęłam nosem. Szłam wolno w kierunku mieszkania. Rozpadało się mocno, ale przestałam zwracać na to uwagę. Przynajmniej miałam na co zrzucić rozmazany makijaż.
Świat ubolewał nad nią. Moje serce łamało się na kawałki, z każdą nową myślą, która dotyczyła przyjaciółki, a wtedy nie byłam w stanie skupić się na czymkolwiek innym.
Nawet nie zauważyłam, gdy wpadłam na kogoś. Uniosłam wzrok i bez chwili zastanowienia przytuliłam się do przyjaciela. Leon objął mnie. Nie musiałam mu nic tłumaczyć, poczuł, że jest źle.
Gdy już trochę się uspokoiłam, razem poszliśmy do niego, bo była zdecydowanie bliżej niż do mnie.
- Co się stało? - zapytał, podając mi szklankę ciepłej herbaty.
Siedzieliśmy w salonie, przy kominku i suszyliśmy się. Przemokłam do suchej nitki, było mi zimno i nieprzyjemnie, ale te fakty nie miały nawet najmniejszego znaczenia.
- Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć - westchnęłam. - Obiecałam jej, że nikt się nie dowie... w pewnym sensie obiecałam.
Brunet złapał mnie za nadgarstek. Nie musiał nic mówić, by przekonać mnie, do tego, by wszystko mu wyjawić. Od środka zjadały mnie wyrzuty sumienia, ale równocześnie coś kazało mi mówić.
- Ludmiła jest w szpitalu... - moje wargi drżały. - Ona... podcięła sobie żyły.
Chłopak spuścił głowę. Wydał mi się bardzo przygnębiony. Chyba nawet... płakał.
- To moja wina - wyszeptał, prawie niedosłyszalnie. Nie miał odwagi nawet na mnie spojrzeć. - Lu dowiedziała się, że znów jestem z Violettą. Wiem, że powinienem ją o tym poinformować, ale bałem się jej reakcji, czekałem na dobry moment.
Szczęka mi opadła. Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, ani zrobić.
I nagle wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. Blondynka dowiedziała się o Violce i Leo, była załamana, że ją zdradził, chciała ze mną pogadać, a wiedziała, gdzie mnie znaleźć. Zobaczyła ten pocałunek z Diego, już kompletnie straciła wiarę w ludzi więc chciała zakończyć swoje życie. Musiała cholernie cierpieć.
- Nie mów o tym nikomu. NIKOMU - powiedziałam, wściekła, wychodząc.
Nie wiem co zrobię, by ukryć sprawę przed ludźmi z On Beat. Na razie nikt o nią nie pytał, ale to tylko kwestia czasu. Boję się, bardzo się boję.
~
Cześć Wam!
Na początek powinnam przeprosić za to, że rozdział jest tak bardzo krótki, oraz za to, że w tamtym tygodniu byłam zawalona lekcjami i w dodatku byłam chora... No, przepraszam Was.
I tak... nie było tu nic o Diecesce, ale już niedługo... Już... w 14 rozdziale.... w 13 może... Nie, nic więcej nie powiem.
Sytuacja przedstawia się dość dramatycznie, ale to również zaraz minie.
Jak Wam się podoba? Albo nie podoba?
Buziaki, kocham Was, do następnego :*
niedziela, 15 marca 2015
11. - "Nie było jej."
Przez ostatni tydzień potajemnie spotykałam się z Diego, żebyśmy mogli napisać naszą piosenkę. Przyznam, że było to dość uciążliwe. Musiałam ściemniać Lud i Federico. Źle się z tym czułam, ale nie mogłam nic zrobić.
Z Hiszpanem pracowało mi się nadzwyczaj dobrze. Sama się sobie dziwiłam, że potrafimy się tak cudownie dogadać. Nigdy przedtem nie umieliśmy nawet spokojnie porozmawiać. Teraz coś się zmieniło, najwidoczniej nowa sytuacja i wszystkie zmiany dobrze nam robią.
Szłam właśnie na ostatnią próbę przed pokazaniem naszego dzieła menadżerom.
Weszłam do sali z instrumentami w Studiu. Diegito już tam na mnie czekał.
Uśmiechnęłam się do niego, chwyciłam gitarę i przysiadłam na krześle. Zaczęliśmy śpiewać, a przy tym dobrze się bawić.
Po godzinie oboje byliśmy pewni, że Nata i Maxi będą zadowoleni.
Oparłam się o stojak na nuty. Patrzyłam, jak mój towarzysz robi ogólne porządki. Nagle podszedł do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Przechylił lekko głowę, a liczba milimetrów pomiędzy jego, a moją twarzą zmniejszała się znacznie z każdym ułamkiem sekundy.
Nie mam bladego pojęcia co mną wtedy kierowało, ale chciałam tego. Ułożył dłonie na mojej wyrobionej talii, a ja wcale nie protestowałam. W końcu Diego złączył nasze usta w pocałunku.
Nie potrafiłam tego przerwać, mimo, że rozum tak mi kazał.
Wreszcie odsunęłam się od niego.
- Robimy źle, bardzo źle - powiedziałam. - Nigdy więcej taka sytuacja nie może mieć miejsca... A Federico i Viola nie mogą się dowiedzieć.
- A ja mogę? - usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się na pięcie. Oparta o framugę, stała Ludmiła.
Już wiem że nie ujdzie mi na sucho. Będzie mi suszyć głowę jeszcze długo...
- Nie mów nikomu, proszę cię- podbiegłam do blondynki Modliłam się, żeby potrafiła trzymać język za zębami.
Niestety nie otrzymałam odpowiedzi. Zamiast tego, dziewczyna zacisnęła wargi w wąski klinek, pokiwała głową i szybko odeszła.
Miałam ochotę krzyczeć z bezsilności. Może i dała mi wyraźny znak, że będzie milczeć, jej oczy mówiły coś zupełnie innego.
Usiadłam na krześle, a twarz ukryłam w dłoniach. Po moich polikach spływały maleńkie łzy. Było mi niewyobrażalnie ciężko na sercu.
Poczułam, że czyjaś ciepła dłoń gładzi mnie po plecach. Wiedziałam, że to Hiszpan. Byłam pod wrażeniem tego, że okazuje swoje człowieczeństwo. Zachowywał się wobec mnie tak uroczo, był kochany, opiekuńczy i troskliwy... całkiem jak nie on. Nie wiem, co wstąpiło w tego człowieka, ale to na pewno coś dobrego.
Nie myśląc zbyt wiele, wtuliłam się w jego tors, tym samym mocząc jego dizajnerską koszulkę i brudząc ją tuszem do rzęs.
- To moja wina - odezwał się, czym już zupełnie mnie zszokował.
Wzięcie na siebie winy... Diego... To chyba mi się śni.
- Nie, nie twoja - zaprzeczyłam, zachrypniętym od łkanie głosem. - Nie musiałam na to pozwalać.
- Bo ja.. ja chciałem... no... to znaczy... - potarł kark.
- Przyjmuję przeprosiny - uśmiechnęłam się do niego, równocześnie pociągając nosem.
Chłopak objął mnie, bo najwidoczniej nie wiedział co ma powiedzieć.
Rozumiem, że to wszystko musi być dla niego bardzo trudne. W końcu nie jest łatwo przyznać się do błędu, ale zrobił to i jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale... czy powinnam? Raczej nie...
- Diego, ja już chyba pójdę - powiedziałam cicho. - Jest późno, a rano musimy...
- Wiem, Fran. Ko...Em, dobronoc - uniósł kąciki ust.
Szłam do domu, ciągle zastanawiając się, co chciał powiedzieć. Myślała, że nie usłyszałam, tego urwanego "ko". Jednak prawda była inna. Słyszałam. I to bardzo dobrze.
Na ulicach było już ciemno i trochę się bałam. Bałam się o siebie, ale też o Luśkę. Nie wyglądała najlepiej, kiedy nas widziała.
Wyjęłam z kieszeni telefon i kilkukrotnie wybrałam jej numer. Niestety, za każdym razem włączała się poczta głosowa. Zrezygnowana, schowałam komórkę.
Zawiał mroźny wiatr. Chciałam być już w mieszkaniu, w ciepłym łóżeczku, jednak wizja wściekłej blondynki robiącej mi awanturę, że jestem zdrajczynią, nie zachęcała do powrotu do domu.
Westchnęłam cicho z chwilą, w której otworzyłam drzwi do domu. Wkoło panowała zupełna ciemność.
Odwiesiłam moją skórzaną kurtkę na wieszak w przedpokoju, a torebkę zostawiłam na stojącym tam taborecie. Weszłam do holu, zapalając światło.
- Lud, jestem! - zawołałam.
Nie otrzymałam odpowiedzi. Poszłam do sypialni, zobaczyć, czy może nie śpi. Nie było jej. Sprawdziłam w kuchni, gdzie też nikogo nie zastałam. Salon również był pusty.
Udałam się do łazienki. Zapukałam kilkukrotnie, a odpowiedziała mi cisza. Uchyliłam delikatnie drzwi, kliknęłam włącznik i już po chwili pomieszczenie wypełniło jasne światło.
Odwróciłam się od drzwi, a widoku, który wtedy zobaczyłam, nigdy nie zapomnę.
W wannie, po brzegi wypełnionej wodą, leżała Ludmiła. Miała na sobie ubrania, w których widziałam ją ostatnio. z nadgarstka, zwisającego bezwładnie z obramowań wanny, sączyła się krew. Zabarwiła ona całą wodę. Powieki dziewczyny były zamknięte, w przeciwieństwie do ust. Szybko zadzwoniłam po karetkę, a w czasie, zanim przyjechała, cudem udało mi się wyjąć ją z wanny. Zawinęłam zranione miejsca w kawałek suchego, czystego materiału, by zatamować krwotok. Pochyliłam się nad przyjaciółką. Oddychała. Wolno i ciężko, ale jednak.
Gdy ratownicy medyczni już zabrali ją do szpitala, ja, cała mokra, przejęta i zdruzgotana, miałam ochotę sama się pociąć. Jednak jetem twardą kobietą i wiem, że to złe.
Przebrałam się i już miałam się kłaść, gdy dostrzegłam, że na szafce nocnej coś leży. Wzięłam zieloną kartkę do ręki, po czym zaczęłam czytać.
Fran,
moje życie już nie ma sensu.
Proszę, wybacz mi.
Nie obwiniaj się, bo wiem, że masz do tego skłonność.
Proszę, nie mów nikomu.
Nie chcę by ktokolwiek wiedział.
Gdyby pytali, powiedz, że wyjechałam do ciotki, do Hiszpanii.
Życzę Ci szczęścia w życiu.
Kocham Cię, przyjaciółko.
Lud.
Opadłam na poduszkę. Nie wiedziałam już co myśleć i co robić. Byłam pewna tylko jednego - zdecydowanie, to nie będzie dobra noc.
~No cześć!
Szczerz mówiąc, to nawet nawet ten rozdział mi się podoba :)
Znaczy... zawsze mogło być lepiej, ale nie ma tragedii - moim zdaniem.
A Wy co sądzicie?
Przepraszam, że dziś tak późno.
Kocham mocno <3
sobota, 7 marca 2015
10. "Tylko pięć minut."
Pchnęła drzwi prowadzące do dużego biura mojej menadżerki. Czułam, że porządnie mi się dostanie. Wywołałam niemały skandal z związany z Diego, Federico i Violettą. W dodatku zamieszałam w to Ludmiłę. Oj, to się nie mogło dobrze skończyć. W środku, przy stoliku siedziała już Natalia, moja agentka, ten kretyn i jego człowiek od interesów, Maxi.
- Spóźniłaś się, Francesca - odezwała się czarnowłosa. Właściwie to jest całkiem ładna i moim zdaniem marnuje się w tej wytwórni płytowej. Jednak to jej życie i może z nim robić, co jej się podoba.
- Tylko pięć minut - machnęłam ręką. Nie wiem czemu, ale byłam w wyjątkowo dobrym nastroju.
- Każda minuta się liczy moja droga. W tym interesie nie ma tak łatwo - odezwała się ponownie, na co wywróciłam oczami i przysiadłam obok Hiszpana, który znudzony bawił się kostką do gitary.
- Wiecie, że powinniśmy was porządnie zbesztać? - Maxymilian stanął obok Naty. Razem wyglądali naprawdę uroczo. Sądzę, że mogliby zostać parą.
- Nie po to wysłaliśmy was do Studia, żebyście narobili kolejnych skandali - kontynuował. - Nie wystarczy wam już mediów? Naprawdę chcecie tak żyć?
- Ja nie - westchnęłam. - Chcę być szczęśliwa, ale to nie moja wina, że oni wykorzystują wszystko. Przecież wiecie, że my absolutnie nic do siebie nie czujemy. Oboje kochamy kogo innego. Czemu ludzie nie potrafią tego zaakceptować?
- Bo ludzie to podłe żmije, Fran - brunet uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach zobaczyłam prawdziwy smutek.
Coś ukuło mnie w sercu. Nigdy nie widziałam, by Diegito... To do niego nie pasuje. On zawsze był radosny, wesoły, szczęśliwy i po prostu zadowolony z życia.
- Co jest? - delikatnie dotknęłam jego ramienia i ku mojemu zdziwieniu nie cofnął się, ani nie wypowiedział żadnej uszczypliwej uwagi.
- Nic - stwierdził cicho, jakby sam nie był pewien.
Nie wiedziałam co myśleć. Jeśli to przez Violkę jest taki, to przysięgam, że wydrapię tej zdzirze oczy. Nikt poza mną nie ma prawa sprawiać mu przykrości. Zresztą, ja też nie powinnam.
- Nagrajmy duet, by pokazać ludziom, że rozstać się, nie znaczy od razu nienawidzić - wypaliłam. Nie powinnam tego mówić.
Cała trójka popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Wiem, że pewnie zdziwił ich wszystkich fakt, że chcę pracować z 'byłym'.
W tej chwili uświadomiłam sobie, że mi na serio na nim zależy. Jak na dobrym koledze. Jednak przez te lata zdążyłam się przywiązać. Nie mogłam, mimo wszystko, pozwolić, by Nat się dowiedziała. Poza pracą jest też moją przyjaciółką i mogłabym się założyć, że gdybym jej o tym powiedziała, ona zaraz wykorzystałaby ów fakt i męczyła mnie gadaniem, że jestem w nim zakochana, co jest przecież nieprawdą, bo mam mojego Fedusia.
- To dobry pomysł - usłyszałam z ust,
Widziałam jak pozostała dwójka uśmiecha się do siebie. Oni coś kombinowali, byłam i jestem tego pewna. Muszę dowiedzieć się o co chodzi przy najbliższej okazji.
- W takim razie skomponujcie coś i widzimy się w przyszłym tygodniu - oznajmił mężczyzna, choć chyba nie powinnam go tak nazywać, bo jest w podobnym wieku, co ja i chłopak Violetki.
Po krótkiej chwili zostałam sama. Całkiem sama. Miałam więc chwilę czasu, by o wszystkim pomyśleć. Zachowywałam się dziwnie, całkiem jak nie ja. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Chyba jestem przemęczona. Powinnam trochę odpocząć.
~
Rozdział jest nawet ok, ale długościowo mi nie odpowiada. Zdecydowanie za krótki jest.
A jakie jest Wasze zdanie?
Kocham Was i czekam na kom :*
Buzieki ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)